Kiedy dojechałam z chłopakami do hotelu
przywitało nas grono fotoreporterów, pracowników hotelu, przedstawicieli
ambasady. Grała orkiestra, a całe miasto i teren hotelu przyozdobione zostały
barwami „La Roja” oraz innymi hiszpańskimi akcentami.
-Ale jazda! Monika patrz na te byki –
zawołał rozweselony Xavi zmierzając już do hotelu.
Było po oficjalnym powitaniu Hiszpanów w
Gniewinie, teraz byłam ciągnięta za nadgarstek przez Fabregasa do jego lokum na
te kilkanaście dni. Ledwo znalazłam się
w pokoju ujrzałam idealny widok na boisko treningowe Hiszpanów. Przez myśl
tylko przeszło mi, że idealnie byłoby tu mieć pokój jakiejś napalonej fance reprezentacji.
Leżenie na łóżku i spoglądanie przez okno.
Już wyobrażałam sobie to jak piłkarze wygłupiają się na treningu podczas
gdy Cesc latał po pokoju jak oszalały.
-Chodź tu! – zawołał mnie z łazienki, a ja
automatycznie zeszłam na ziemię. – Zobacz jaka łazienka.
Weszłam do pomieszczenia, z którego wołał
mnie Francesc. Po tych wszystkich hotelach, które zdołałam zwiedzieć mogłoby
się wydawać, że łazienka w jakimś hotelu w Polsce nie zrobi na mnie
wrażenia. A jednak pozory mylą.
-Ten prysznic jest z masażem – jęknęłam z
zazdrością patrząc na Cesca.
Ten tylko wyszczerzył zęby.
-Możemy wieczorem przetestować – puścił mi
oko, za co oberwał tylko po głowie.
-No co?! – zakrzyknął masując się po swojej
ciemnej łepetynie.
-Nie będę Ci testowała żadnego prysznica.
Co ja królik doświadczalny? – burknęłam odwracając się na pięcie i ruszając z
powrotem w stronę łóżka.
-Nie mówiłem, że sama. Tylko że ze mną –
zaśmiał się.
Zatrzymałam się w półkroku i zamknęłam na
chwilę oczy. Złapałam głęboki oddech i
ponownie ruszyłam w stronę łóżka. Nie wiem czemu, ale odniosłam wrażenie, że
tego typu komentarz z ust Katalończyka należy zbagatelizować. Położyłam się na łożu niemalże małżeńskich
rozmiarów i zaczęłam machać nogami jednocześnie siedząc z laptopem Cesca i surfując po sieci. Trochę
twittera i facebooka jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a dzięki temu mogłam
wrzucić zdjęcie z lotniska, które wciąż było gdzieś w moim telefonie. Ledwo
dodałam cudowną sweet focie piłkarzy napisał do mnie sam Samir Afellay, brat
mojego chłopaka.
-Monika! Czemu Ibi nie odbiera moich
telefonów?
-Może by tak cześć? Nie wiem czemu nie
odbiera….. – odpisałam przełączając się na jego profil. – Może ma trening, może
śpi… Ciężko określić. Jestem dziś u rodziców.
Sprytnie skłamałam, nie musiał wiedzieć, że
siedzę dzisiaj z Hiszpanami. Zresztą jego brat też nie wiedział.
-Zaraz do niego zadzwonię, Samir. Dowiem
się. Może ode mnie odbierze, jak nie to mam numer Robina. Ej! Co to za dziewczyna na zdjęciach z …
wczoraj?
-Monika, przestań. Zadzwonisz? To pilne.
-Chodzi o tą dziewczynę tak? Wiesz podobno jestem dziewczyną, podobno
całkiem niezłą. Służę radą. Jakby nie
patrzeć znam się na dziewczynach…
-Nie o to chodzi. Dzwonisz?
-Już dzwonię…
Westchnęłam i dopiero teraz zauważyłam, że
Cesc siedzi naprzeciwko mnie i śmieje się ze mnie. Poczułam jak robi mi się głupio, złapałam za
leżącą obok poduszkę i cisnęłam nią w pomocnika.
-Aua! Za co? – jęknął, wciąż się lekko
śmiejąc. Jednak ja mu już nie odpowiedziałam właśnie rozmawiałam z Holendrem.
Podeszłam do okna i oparłam się o parapet podziwiając widok pomorskiej wioski,
następnie wspięłam się na niego i usiadłam na nim machając nogami. Oparłam
plecy o szybę wciąż rozmawiając z Ibim i jednocześnie patrząc na Cesca, który
biegał po pokoju jak wariat próbując przekazać mi coś na migi. Zaśmiałam się
pod nosem.
-Kocham Cię, będę jutro po południu. –
zaśmiałam się ponownie. – Coś mi wypadło, zadzwoń do brata. Papa.
Odłączyłam się i odłożyłam telefon na bok.
Fabregas zdołał się uspokoić i patrzył teraz na mnie jakby mnie nigdy wcześniej
nie widział.
-Powiesz mi teraz o co Ci chodziło
wcześniej? – zaśmiałam się ponownie na wspomnienie tego co wyprawiał
Katalończyk.
-Idziemy zwiedzać hotel, ktoś ma nas oprowadzić – rozporządził
podchodząc do drzwi wyjściowych.
Stałam w grupce Hiszpanów podczas, gdy oni
podziwiali siłownię i solarium. Rozmawiałam właśnie z Pedro, kiedy usłyszałam
jedno zdanie padające z ust Iniesty:
-Proponuje Monike, jakaś taka blada jest.
Spojrzałam pytającym wzrokiem na mojego
rozmówce, ten jednak tylko bezradnie wzruszył ramionami. Miałam już pociągnąć
za łokieć Pique, kiedy ten mnie wyprzedził:
-To ja Fabregasa i teraz możemy głosować
kto z nich będzie testował.
-Co ja mam znowu testować? – nie
wytrzymałam, jakieś 5 minut temu testowałam tzw. komorę lodową, bo oni bali
się, że jak wejdą do niej to zamarzną. – I czemu z nim, Pique?
-Nikt nie powiedział, że z nim… - przerwał
po czym podrapał się po głowie. – No chyba, że będzie remi s z Twoim głosem to
akurat możliwe, bo jest nas 24 osoby .
Gerrard wyszczerzył zęby w uśmiechu, który miał
chyba mówić, że odkrył Amerykę. Spojrzałam z pod byka na Cesca, po czym
ponowiłam moje pytanie tym razem ciszej.
-A czemu z nim?
-Ty już dobrze wiesz – westchnął obejmując
mnie ramieniem. – 19 sierpnia… Chyba była ciepła noc, nie?
Sprzedałam mu teraz kuksańca w bok i
odwróciłam się szukając wzrokiem człowieka, który sprzedał mnie Gerrardowi.
-Zabiję go. – syknęłam dostrzegając ciemną
czuprynę.
-Stój! – Pique złapał mnie pod rękę
powstrzymując mój dalszy marsz. – Wiem tylko ja. Zdziwiłabyś się jak długo…
Nie wiedziałam co mam zrobić, postanowiłam
to olać. Odeszłam od blondyna i skierowałam się w kierunku Valdesa zajmując
miejsce obok niego. Nie obchodziło mnie to, że Valdes teraz pytał się mnie co
się ze mną stało. W ogóle jego słowa jakby przelatywały obok mnie. Czułam się zawieszona w czasie. Ocknęłam się
dopiero na kolacji, kiedy szturchnął mnie sam Cesc coś mówiąc do mnie.
-Nie odzywam się do Ciebie – skwitowałam
krótko chłopaka, po czym wzięłam do buzi pierwszy kęs kolacji. Nie zdawałam
sobie nawet sprawy z tego, że o to im chodzi. Ci debile po prostu bali się, że
jedzenie jest zatrute albo nie wiem co. Patrzyli jak przełykam swoją kolację,
po czym wszyscy zaczęli też jeść. Chcąc nie chcąc zostałam mianowana pierwszym
testerem reprezentacji Hiszpanii. Po
kolacji poszłam razem z Silvą i Alonso na obiecane partyjki w fifę, swój powrót
do pokoju Cesca przeciągałam jak najdłużej. Chciałam nawet zamówić taksówkę do
Gdańska, jednak nie wiedziałam czy mam przy sobie, aż tyle gotówki. Kiedy w
końcu zdecydowałam się nacisnąć na klamkę i dostać do pokoju, w którym miałam
spać przywitał mnie zniecierpliwiony głos nie wiedzącego o swojej winie Fabregasa.
-Ej, gdzie Ty byłaś? Martwiłem się o Ciebie
– zaczął swoje wywody. – Chodzisz jakaś struta pół dnia, a potem znikasz, już
się bałem, że coś sobie zrobiłaś i będę musiał dzwonić do Ibiego.
-Tylko waż się do niego zadzwonić - burknęłam ostrzegawczo wyciągając palec w
jego stronę.
-Yyy… - był w szoku, w sumie mu się nie
dziwię, na jego miejscu też pewnie byłabym w takim stanie. – Okeej… Powiesz mi
o co chodzi?
Spojrzałam na niego, po czym usiadłam na
łóżku. Nie umiałam się na niego gniewać, był chyba, nawet na pewno drugim
bliskim mi facetem zaraz po Afellay’u. Nabrałam powietrza, po czym zdecydowałam
się na zacytowanie Gerrarda.
-„19 sierpnia… Chyba ciepła noc była,
nie?”….. Jak mogłeś mu powiedzieć Cesc? Przecież oboje przyznaliśmy, że to był błąd – skryłam twarz w dłoniach, które
uprzednio oparłam na swoich kolanach.
-Powiedział Ci, że wie? – chłopak objął
mnie teraz ramieniem i dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że
kiedy weszłam do pokoju on był w nim bez koszulki. – Zabije tego gnoja. Mógł
zostawić to dla siebie.
-Idę spać – westchnęłam ściągając jego
ramię z mojego i kierując się do łazienki.
-Łap – rzucił we mnie spodenkami i
koszulką, w których zapewne miałam spać.
Leżałam na łóżku próbując zasnąć. Poczułam
jak Cesc zajmuje miejsce obok mnie, zamknęłam szczelniej oczy i odwróciłam się
do niego tyłem. Wciąż czułam żal do niego za to, że powiedział Pique o tej
jednej jedynej nocy, która nam się zdarzyła. Sama nie wiem czemu to zrobiłam.
Może to dwa czynniki: jeden to nadmiar alkoholu, a drugie to chłopak, który
został w domu i nie przyszedł na pierwszą imprezę powitalną Katalończyka.
Pamiętam tylko, że później długo unikałam go, a on mnie. W zasadzie dopóki nie
dowiedziałam się, że podobnie jak ja jest zajęty.
-Śpisz? – usłyszałam teraz szept chłopaka.
-Dla Ciebie tak – burknęłam.
-Przepraszam. Przecież wiesz, że Pique jest dla mnie jak
brat. Znam go całe życie, zawsze mówimy sobie o wszystkim. Miałem wtedy doła,
powiedziałem mu. Jak widać przez rok nie
puścił pary z ust, więc teraz też tego nie zrobi.
-Jeśli jednak jakimś cudem Ibi się dowie i
mnie zostawi – odwróciłam się teraz przodem do niego patrząc w jego czekoladowe
tęczówki. – To będę mogła przyjść i się wypłakać na Twoim ramieniu?
-Nie zrobi tego, ale w razie potrzeby służę
rękawem. – uśmiechnął się przytulając mnie do siebie.
A ja? Znalazłam ukojenie w jego ramionach,
to ukojenie którego teraz potrzebowałam. Wciągnęłam nozdrzami jego zapach i
jedną rękę położyłam na jego barku. Ani drgnął, wciąż mnie przytulał, no może
teraz jego jedna dłoń zjechała z mojej talii na biodro…..
Zasnęłam, sama nie wiem kiedy….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz