poniedziałek, 30 lipca 2012

6. Ibica


Obudził mnie rano dotyk mojego mężczyzny. Przejeżdżał palcami swojej dłoni po moich nagich plecach. Otworzyłam oczy i ujrzałam na wprost mnie okno. Deszcz lał, niczym w Anglii. Podobno to Anglia uchodzi za kraj, gdzie non stop pada. Podejrzewam, że aktualnie tam lekko mrzawiło i wiało, a to u nas było istne oberwanie chmury. Poczułam jak Ibrahim odciska na moim kręgosłupie swoje usta. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, odetchnęłam, po czym odwróciłam swoją twarz w jego kierunku. Wspierał się na łokciu patrząc na mnie. Uśmiechnął się i odgarnął mi pojedynczy kosmyk włosów z twarzy. Pochylił się nade mną dając mi buziaka na powitanie.
-Dzień dobry moje słonko – powiedział lekko zachrypniętym głosem.
Podniosłam lekko głowę śmiejąc się.
-Ooo, widzę kacyk panie Ibrahimie.
-Nie, gdzieżby. Nie zamówiłem jeszcze nawet nic do picia – westchnął, a ja wtedy dostrzegłam szklankę wody na szafce nocnej.
-Pijesz wodę z kranu? – zaśmiałam się podsuwając swoją twarz bliżej jego.
-Owszem – podsunął się do mnie chcąc mnie pocałować, jednak ja ku jego zdziwieniu zrobiłam unik i złapałam za szklankę by samej ugasić suszę w moim gardle.
Głośno się zaśmiał, po czym zamówił śniadanie i jak to ujął dużo soku pomarańczowego. Spojrzałam na zegarek wskazywał, że było już grubo po 13. Sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer Isy.
-Kochanie przepraszam, dopiero wstałam… - urwałam w połowie zdania, bowiem dziewczyna mi przerwała.
-Nie chciałam Wam przeszkadzać, w końcu niedługo nie będziecie się widzieć codziennie. I tak musiałam już wracać do Eindhoven – zaczęłam się tłumaczyć. – Jeśli zaprosisz mnie do Barcelony to z chęcią wpadnę do Was na jakiś czas.
-Isa a co z Euro? – rzuciłam odpychając od siebie Ibiego, który całował mnie teraz po szyi.
-Nie dam rady Monika, przepraszam. Za godzinkę będę już w Eindhoven. Nie polecam jazdy autobusem – zaśmiała się próbując zażartować. – Będę kończyła nie chcę zabierać Wam czasu.
-Czy Ibi Ci coś nagadał? – spojrzałam na niego badawczym wzrokiem, jednak on w tym momencie podniósł się z łóżka i naciągnął bokserki, bowiem rozległo się pukanie obsługi hotelowej.
-Nie, nic mi nie nagadał. Podejrzewam, że gdybym przedstawiła mu mój plan nalegałby, żebym została. – westchnęła. – Kończę mała. Pozdrów swojego chłopaka. Pa.
-Pa – odpowiedziałam już do głuchej słuchawki i spojrzałam na Ibrahima, który stał teraz naprzeciwko mnie ze szklanką soku wyciągniętą w moją stronę.
Usiadł naprzeciwko mnie i podał mi napój, uważnie mi się przyglądał jakby badał mój nastrój. A ja zwyczajnie nie wiedziałam co myśleć. Z przykrością stwierdzałam, że przez ten okrągły rok moja przyjaciółka się ode mnie oddaliła. Nie byłyśmy już tak bliskie jak dawniej. Nie wiedziałam co się dzieje z nią i jej życiem. Byłam beznadziejną przyjaciółką. Tak właśnie do tego doszłam, same maile nie wystarczały. Mail, twitter, facebook i te inne wynalazki nie mogły utrzymać przez rok przyjaźni w nienaruszonym stanie. Wypadało jeszcze czasem wpaść do Eindhoven, żeby zobaczyć jak trzyma się bliska mi osoba. Może wtedy nie miałaby tylu sekretów przede mną. I  wtedy dotarło do mnie jeszcze jedno.
-Ja nie mam przyjaciół, Ibi – westchnęłam wyjmując z jego dłoni szklankę przeznaczoną dla mnie.
-Jak to? – krótko się zaśmiał widząc, że mówię całkiem serio. –Nie mów tak. Masz ich. Mam Ci wyliczyć?
-Z Isą coś się zepsuło  - wyprzedziłam jego wyliczankę.
-Wszystko da się naprawić – podsunął się bliżej mnie i pocałował mnie w czoło. – A nawet jak nie to ja jestem zawsze przy Tobie, pamiętaj. Co by się nie działo masz mnie. Obiecuję Ci to.
Uśmiechnęłam się lekko do niego.
-Nie wspomnę już o tych dwóch głupkach co zostali w Hiszpanii, a teraz pewnie biegają po jakichś austriackich boiskach. – westchnął obejmując mnie ramieniem. – Fabrique gratulowali mi meczu i pytali…. Pytali o Ciebie.
Na sam wydźwięk Fabrique z ust  piłkarza zaśmiałam się. Ciekawe jak mówi na nas: Ibika? Mohima? Kończą mi się pomysły. No tak zapomniałam o tych dwóch katalońskich świrkach Cescu i Gerrardzie. Pamiętam jak Gerri przyjął mnie jak swoją od razu. A Cesc? On w sumie też. Mniej więcej w tym samym czasie pojawiliśmy się w Barcelonie. Gerri śmiał się, że Fabregas to taki wcześniejszy prezent Barcelony na moje imieniny, które obchodzę 27 sierpnia (przyp. Cesc umowę podpisał 15 sierpnia).  I coś w tym było… Oboje dość szybko znaleźliśmy wspólny język, zresztą z Ibrahimem też go znalazł.
-Nie powiedziałeś mi – złapałam za poduszkę leżącą obok mnie i śmiejąc się rzuciłam w niego.
Szybko jednak zdałam sobie sprawę z tego, że jestem na przegranej pozycji, nie dość, że w ręku trzymałam sok, to siedziałam zawinięta w  kołdrę. Żeby tego było mało nie miałam na sobie nic, a już wiedziałam co planuje wybranek mojego serca.  Odłożył poduszkę na bok i zaczął ściągać mnie do parteru, w ostatniej chwili odstawiłam szklankę na stolik, po czym wylądowałam na łóżku. Ibrahim siedział już na mnie i łaskotał mnie. A ja? Zwijałam się ze śmiechu, kopałam go i mogę przysiąc, że prawie umierałam.  Jednak na nim nie robiło to większego wrażenia. Wiedzieliśmy, że za chwilę te pozornie bezpieczne łaskotki przekształcą się w coś innego. Coś mniej przyzwoitego. Położył się na mnie i przestał już łaskotać mnie po żebrach. W zastraszająco szybkim tempie zrzucił z siebie bokserki, jednocześnie całując mnie po szyi. Wygięłam ją lekko do tyłu swoje dłonie kładąc na jego barkach. Wbiłam w nie lekko paznokcie. Swoimi pocałunkami zszedł na mój dekolt, a następnie na brzuch. Lekko rozchylił moje uda odpowiednio dopasowując się do mnie. I wtedy nasze ciała połączyły się w jedność. Wygięłam się w lekki łuk. Chciałam, żeby ta chwila trwała. Ilekroć to się działo, zawsze było nam mało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz