poniedziałek, 30 lipca 2012

3. Nasze miejsce na ziemi


Wyjście na ulice Eindhoven wywołało kolejną falę wspomnień. Ibrahim jakby chcąc wesprzeć mnie bardziej psychicznie złapał mnie za rękę i ją uścisnął. Głęboko westchnęłam i złapałam wolną ręką za rączkę od mojej walizki. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na skrzydłowego Holandii  stojącego ze mną ramię w ramię.
-Kierunek Twoi rodzice? – zaśmiałam się.
-Może najpierw ogarniemy się w hotelu? – spojrzał na mnie również się uśmiechając i łapiąc wolną taksówkę.
Zaczerpnęłam ponownie zapachu holenderskiego powietrza. Zapachu przesiąkniętego używkami, kawą o poranku, wielogodzinnymi treningami czy też porankami spędzanymi w mieszkaniu Ibiego.
-Pamiętasz jak odbierałeś mnie z lotniska? – zaśmiałam się zaciekawiając chłopaka. – Nie wziąłeś samochodu, bo stwierdziłeś, że masz blisko do domu. Rozpadał się deszcz, a my  przemokliśmy do suchej nitki.
-Namówiłem Cię wtedy, żebyś nocowała u mnie – spojrzał na mnie wtórując mi we wspominaniu tego pamiętnego dnia. – Dopiero zaczynaliśmy się spotykać. Wracałaś z domu, bo spędzałaś tam święta.
-Pocałowałeś mnie w tym deszczu. A ja stwierdziłam, że skoro zdobywasz się na taki gest pod lotniskiem, w deszczu to faktycznie musi Ci na mnie zależeć.
-A co miałem zrobić? – zaśmiał się. – Wpadłaś mi w ramionach jakbyśmy nie widzieli się co najmniej kilka lat, a nie weekend.
-Nie prawda . – zaśmiałam się szturchając go lekko w bok. – Ajj piękne czasy. Byliśmy tacy młodzi i w sobie zakochani.
-Nadal jesteśmy – przytulił mnie i pocałował czuło w czoło. – I młodzi, i zakochani i dodatkowo piękni.
-Ib, tęsknie za tymi czasami – szepnęłam mu na ucho wtulając się w niego.
-Popracujemy nad tym, w hotelu – mrugnął do mnie okiem pozwalając mi jednocześnie ułożyć na swoim torsie głowę.

Po prysznicu w hotelu pojechaliśmy do mamy Ibrahima. W międzyczasie umówiliśmy się z Isą na drinka po kolacji. Dziewczyna słysząc, że jesteśmy w Eindhoven od razu się zgodziła.
-Monika, ale Ty wyładniałaś. I jakoś tak rozpromieniałaś. – mama Afiego przywitała mnie z otwartymi ramionami. – Zdecydowanie za rzadko przyjeżdżasz ze swoją dziewczyną w odwiedziny do mnie. Wiesz kiedy ostatnio ją widziałam? – obróciłam się  by spojrzeć na Ibiego. – Jak zabierałeś ją do Hiszpanii. Toż to kopę lat temu.
-Rok -uściśliłam. - Też mi miło panią widzieć – zaśmiałam się odwzajemniając  uścisk kobiety. – Cześć Samir.
Kolacja przemijała dość spokojnie pomijając kilka tematów, których i my z Ibim chcieliśmy uniknąć.
-Wiecie nie mam nic przeciwko temu, żeby młodzi ludzie dobrze się poznawali – jego mama zdecydowała się podjąć niewygodny dla nas temat.- zanim podejmą kluczowe w ich życiu decyzje. Ale…. Ile wy jesteście już razem?
-3,5 roku – Ibrahim otwarcie przyznał przed mamą, za co dostał lekkiego kopniaka pod stołem.
-No właśnie, to już dość długo. Nie myśleliście o ślubie?! Dzieci może to już czas i pora.
W tym momencie wydarzyło się kilka rzeczy na raz. Ja zaczęłam się krztusić napojem, który akurat popijałam, Samir zaczął chować się pod stołem ze śmiechu, a Ibrahim spuścił głowę w dół udając, że jego talerz jest niesamowicie interesujący. Spokój zachowali jedynie Aly i starsza już kobieta.
-Nie myśleliśmy nad tym – rzucił po chwili, spoglądając na mnie i łapiąc mnie za rękę. – To chyba jeszcze nie jest dobry moment.
Po jego słowach odetchnęłam z ulgą. Dziękowałam Bogu, że Ibi zachował zimną krew oraz że jego młodszy brat nic nie wypaplał. W innym wypadku właśnie byłabym palona  na rodzinnym stosie. Parę miesięcy temu Afellay, bowiem oświadczył mi się. Ja jednak w obawie, że dzieje się to za szybko nie zgodziłam się. Odrzuciłam oświadczyny faceta, którego kocham. Mało która dziewczyna postąpiłaby tak samo będąc na moim miejscu. Może to właśnie to czyniło mnie inną niż wszystkie. Nie czułam, że to dobry moment na zapewnienia o ślubach i długim i wspólnym życiu. Raczej byłam nękana myślami, że ten związek powoli się rujnuje. I mimo, że zachowywaliśmy twarze pokerzystów, to w moim mniemaniu te wszystkie wyjazdy do rodziców, chodzenie na każdy mecz razem, wyjazd na zgrupowanie, na Euro… Dla mnie to wszystko było próbą ratowania naszego związku. Nie mówiliśmy o tym wprost, ale oboje wiedzieliśmy, że to ostatnia szansa. A wszystko zaczęło się rujnować po tych feralnych oświadczynach.
-Dziękujemy za kolację. Była pyszna. – uśmiechnęłam się do mojej przyszłej teściowej i pocałowałam ją w policzek na pożegnanie. – Dobranoc.
-Ajj kochane dzieci wpadnijcie jeszcze przed tym całym wyjazdem – mama Ibiego zaczęła się rozczulać, dlatego szybko się zmyłam zostawiając z tym sam na sam Afellaya.
Stałam pod domem i sprawdzałam skrzynkę w moim telefonie. Nic ciekawego. Wykręciłam numer, aby poinformować Isę, że zaraz wyjeżdżamy i zajedziemy po nią. Ibrahim wyszedł na zewnątrz złapał mnie za rękę i pociągnął do przodu.
-Chodź szybko, bo zaraz zmieni zdanie i stwierdzi, że mamy spać u niej. – rzucił pośpiesznie i przyspieszył kroku.
Zaśmiałam się doganiając go i wieszając mu się na szyi. Złapaliśmy taksówkę, którą podjechaliśmy po Isę, a następnie do centrum. Weszliśmy do jednego z bardziej ekskluzywnych klubów w mieście, po czym zajęliśmy stolik. Barman przyniósł drinki dla mnie i dla Isy, natomiast dla mojego Marokańczyka….
-Cola? – spojrzałam na niego zdziwiona. – Nie poznaje, panie Afellay.
-Nie dziwcie się tak, za 2 dni muszę być w Amsterdamie na zgrupowaniu. Wy będziecie spały sobie do 12, a ja będę o  tej porze już dawno biegał po boisku.
-Ibi – Isa spojrzała na niego ze współczuciem – Przecież Ty to lubisz robić.
Zaśmiałyśmy się obie, podsunęłam się do niego i pocałowałam go w nos.
-Serio za 2 dni? To dość wcześnie – patrzyłam na niego z nadzieją,  że jednak nie.
-Serio. Weźmiesz Isę i spędzicie jakoś ten czas. – zaśmiał się spoglądając na rudowłosą Holenderkę.
-Niestety, jestem w takiej sytuacji, że nie mogę wyjechać z Wami do Amsterdamu. Tym bardziej z dnia na dzień. – Isa patrzyła teraz na swoje ręce, widziałam, że jej przykro.
-Isa, kochanie – przytuliłam ją. – Nie martw się coś wymyślimy.
-Może to i lepiej – zaczął Afellay. – Monika nudziłabyś się. Nie byłabyś w tym hotelu, co ja. Nie miałbym dla Ciebie czasu. Zostań tutaj, hotel masz. Isa jest na miejscu. Przylecicie na mecze, załatwię Wam na ten czas hotel.
-Miałam nadzieję, na spędzenie czasu w Holi z Tobą. – spojrzałam na niego nieco smutnym wzrokiem.
-Ja też na to liczyłem, ale nie będę wcale daleko….

I w ten oto sposób Ibrahim „orgaznizator wycieczek” Afellay zorganizował mi czas w Holandii. Isa – all day all night, all incluisve, Ibrahim – only 2 evenings, special guest.  Spędzanie razem czasu i pracowanie nad tym szczęściem jeszcze za dawnych czasów musiało widocznie poczekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz