środa, 10 października 2012

25. To uczucie nigdy nie gaśnie


Szybko zdałam sobie sprawę z tego, że przylot do Londynu był właściwą decyzją. Ibrahim otoczył mnie opieką, której potrzebowałam podwójnie zważywszy na to, że w Barcelonie została cząstka mnie. Dość regularnie odwiedzał nas też Samir, który nie krył radości z faktu, że zdecydowaliśmy się do siebie wrócić. Ale nie byłam do końca szczęśliwa. Kochałam Ibrahima, bo przez rok człowiek nie jest w stanie całkowicie wyprać się z uczucia do osoby będącej tą najważniejszą przez 4 lata twojego życia. Przywykłam do tego, że on jest obok, a Cesc tysiące kilometrów dalej. Tęskniłam za nim, ale tylko to mi pozostawało. Po 3 miesiącach na mój palec wrócił zaręczynowy pierścionek. Nie myślałam już tylko o moich potrzebach, ale też o dziecku, które nosiłam pod sercem.



Widziałem jak za nim tęskni. Minęło już pół roku od kiedy jest tutaj ze mną. Bez wątpienia pokochała Londyn równie mocno jak ja, jednak kochała też jeszcze jedną osobę. Nie raz obserwowałem ją z ukrycia, widziałem jak wisiała na twitterze i sprawdzała jego tweety, jak czytała każdy wywiad z nim, jak ogląda zdjęcia z treningów, meczy, ich wakacji... Mówiła, że już nic nie czuje, ale wiedziałem, że jest inaczej. Była końcówka stycznia, wiedziałem, że muszę zaryzykować i go tu ściągnąć. Jeśli nie wyjaśnią między sobą wszystkiego nie będę mógł w spokoju i bez wyrzutów wziąć z nią ślubu. Nie chciałem jej zranić. Postanowiłem wykręcić jego numer, sprowadzić go na kilka dni do Londynu i samemu usunąć się na kilka dni do Utrechtu. Wiedziałem jak wiele ryzykuję zostawiając ją samą z Cesciem, ale musiałem to zrobić. Trzy dni nie zrobią dużej różnicy, spotkają się i porozmawiają, a nim się obejrzę znowu będę przy niej.




Ibrahim zostawił mnie samą w domu i ulotnił się na kilka dni do mamy. Chciałam z nim jechać, jednak stanowczo zaprzeczył. Leżałam właśnie na łóżku czytając jakąś kolorową gazetę czując, co chwilę jak maluszek kopie. Do moich uszu dotarło dość wyraźne pukanie do drzwi. Podeszłam, wciąż słysząc akompaniament czyjejś dłoni wybijającej rytm w drewnie oddzielającym nasz dom od podwórka. Ledwo je otworzyłam, nie mogłam uwierzyć moim oczom. Stał przede mną taki sam jak przed moim wyjazdem, z tym samym uśmiechem, z czekoladowymi tęczówkami i lekko zmierzwionymi włosami. Gdyby nie mój dość pokaźny brzuszek zapewne rzuciłabym mu się na szyję. W moich drzwiach stał Cesc Fabregas.
-Co tu robisz wariacie? - zaśmiałam się zapraszając go jednym gestem do środka.
-Mówiłem, że Cię odwiedzę. - podszedł do mnie pewnym krokiem i pocałował mnie w policzek. - Kiedy masz termin?
-Za dwa tygodnie - uśmiechnęłam się zdając sobie sprawę z tego, że przygląda się teraz mojemu brzuszkowi. - Chłopiec.
-No to ładnie - wszedł do mojego salonu i usiadł na kanapie. - Nie wiedziałem, że spłodziliśmy go sobie jako prezent na walentynki.
-Cesc - zaśmiałam się siadając obok niego. - Mówiłam Ci, że to Ibiego.
-Tak, tak - zaśmiał się szczerząc do mnie zęby. - Mogę?
Kiwnęłam głową, a po chwili poczułam jego dłoń na moim brzuchu. Mały co chwilę kopał, jednak to, co stało się wtedy było czymś niesamowitym. Jego ruchy zdecydowanie przyspieszyły, a kopnięcia były co raz silniejsze. Francesc patrzył na mnie tymi swoimi radosnymi oczami i się śmiał, a ja zastanawiałam się, czemu nie pozwoliłam mu wychowywać tego chłopaka, którego nosze pod moim sercem. Na mojej twarzy zawitał pojedynczy grymas bólu wywołany dość silnym ruchem małego. Nie umknęło to uwadze Katalończyka.
-Mały, nie krzywdź mamusi - zwrócił się teraz do mojego brzucha, wciąż przejeżdżając po nim swoją dłonią. - Tatuś już jest przy Tobie.
Lekko się uśmiechnęłam. Cesc zdecydowanie za bardzo wierzył, że to jego dziecko. Nie chciałam go po raz kolejny wyprowadzać z tego przekonania. Podsunął swoją twarz do mojej odgarniając z niej włosy. Patrzył mi prosto w oczy, dłonią wciąż masując mój brzuch. Uciekłam wzrokiem na jego usta. Już powoli zapominałam jak smakowały. Przymknęłam na chwilę oczy i poczułam jego usta na moim policzku. Oblał mnie zimny pot, a ja odnalazłam jego wolną dłoń. Ścisnęłam ją dość mocno, spojrzał na mnie z powątpieniem.
-Co jest? - uważnie mi się przyglądał.
-Chyba się zaczyna - wyrzuciłam z siebie szybko. - Cesc zadzwoń do Ibiego.
-O nie! - widziałam jak automatycznie podniósł się z miejsca. - Najpierw to zawiozę Ciebie do szpitala.
-Torba jest w sypialni - rzuciłam opierając się wygodnie na kanapie i łapiąc za brzuch.
-Jack potrzebuję Cię. - usłyszałam jak chłopak rozmawia przez telefon. - Tak jestem w Londynie. Przyjedź jak najszybciej do Afellaya.
Katalończyk wyprowadził mnie przed dom, a po chwili dostrzegłam nowych kolegów Ibiego.
-Wilshere! - usłyszałam Cesca. - Czemu przyjechałeś samochodem Walcotta?
-Theo siedzi w środku, a Ty mówiłeś, że szybko -  Anglik patrzył na Hiszpana pomagając mu teraz wsadzić mnie do  auta.
Nie wierzyłam, że to się dzieje akurat dzisiaj. Dzisiaj na świat miał przyjść mój pierwszy synek. Mój i Ibiego, a jego nie było przy mnie. Wyjechał akurat dzisiaj.....



Leżałam w sali, kiedy przyszedł do mnie Cesc. Uśmiechał się, przesunęłam się lekko robiąc mu miejsce na szpitalnym łóżku.
-Ibi będzie rano - przysiadł obok mnie. - Urodziłaś mi ładnego synka.
-Cesc, przecież wiesz, że... - zaczęłam sprowadzanie go na ziemię.
-Nie chcę żadnych testów. Nie potrzebuję - przerwał mi. - Nie martw się nie powiem Ibiemu.
Obrócił rękę pokazując mi swoje niewielkie znamię, które i tak znałam na pamięć.
-Każdy u mnie ma takie same - szepnął uśmiechając się. - Takie, wiesz... dziedziczne. Widziałem, że mały też ma takie samo. Monika, to mój syn.
Wszystko się zgadzało: znamię, jak na Ibrahima zbyt jasna karnacja i za ciemne włosy. Podniosłam się i przytuliłam do Cesca.
-Przepraszam - westchnęłam czując jak moje oczy zaczynają się szklić.
-Wystarczy, że będę mógł go widywać... - westchnął odwzajemniając mój uścisk.
Wszystko miało wyglądać inaczej, nie tak... W głowie, wciąż miałam jego słowa powiedziane mi przed moim wylotem do Londynu... Mogłam, przecież z nim zostać i żyć jak szczęśliwa rodzina. Kierowałam się intuicją, która mnie zawiodła. Ibi okazał się nie być ojcem małego Franka, a ja zwykłym tchórzem.



Był czerwiec mały miał już półtorej roku, w Anglii wciąż trwał sezon, a ja potrzebowałam teraz dwóch rzeczy: słońca i możliwości poznania małego z ojcem. Ibi stwierdził, że tydzień nad morzem dobrze zrobi mi i małemu, więc bez żadnego 'ale' puścił mnie do Barcelony. Kazał mi jedynie uważać na siebie i naszego synka. Byłam pół roku po ślubie z Ibrahimem, mała uroczystość bez zbędnych osób, jedynie najbliższa rodzina i świadkowie. Nie chciałam hucznego wesela, zwykły obiad z bliskimi wystarczył. Spojrzałam na obrączkę na mojej dłoni i uśmiechnęłam się biorąc małego na ręce. Weszłam do lotniskowego hallu, z oddala pomachał mi Cesc. Uśmiechnęłam się pokazując małemu jego 'wujka'. Hiszpan podszedł do nas po chwili i wyciągnął z mojej ręki walizkę, a następnie pogłaskał po głowie małego. Dojechaliśmy do domu chłopaka w około 30 minut. Nic tu się nie zmieniło, zupełnie nic. Z wyjątkiem faktu, że po kuchni krzątała się teraz inna brunetka.
-Carla - Cesc zawołał radośnie biorąc ode mnie malucha, który bawił się teraz jego nieco dłuższymi włosami. - Poznaj Monikę, Monika to Carla moja...
Spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem.
-Dziewczyna - zaśmiała się wyciągając do mnie dłoń. - Miło Cię w końcu poznać. Dużo o Tobie słyszałam.
-Tak? - zaśmiałam się podążając za dziewczyną do kuchni.
-Przyznam szczerze, że musiałam pół roku temu pozbawić ten dom kilku ramek z Waszymi zdjęciami - poczułam jak się peszę, jednak starałam się zachować uśmiech. - Wiem, że jesteś osobą ważną w jego życiu. Cieszę się, że się przyjaźnicie nadal, mimo wszystko.
Usłyszałam dzwonek do drzwi i za chwilę Cesc przyniósł mi małego. Wróciłam z nim do salonu i usiadłam na podłodze bawiąc się z nim zabawkami. Po chwili do domu weszli szczęśliwi państwo Messi i Pique ze swoimi pociechami. Przywitałam się z nimi wszystkimi, następnie siadając z pozostałymi szczęśliwymi mamuśkami i ich dziećmi na miękkim dywanie.
-Jaki on jest śliczny - zaśmiała się Antonella. - Też kopie piłkę tak jak nasze maluchy?
-Nie wiem jak kopią ją oni - odwzajemniłam uśmiech czując się jednak nieswojo.

Cesc usiadł koło mnie zajmując się teraz zabawą z maluchami. Przyglądałam się temu przez dłuższą chwilę mimowolnie się uśmiechając. Leo i Geri grali na konsoli w najnowszą fifę, a Carla dołączyła do nas wszystkich. Podniosłam się i z uśmiechem na twarzy skierowałam do ogrodu chcąc się przewietrzyć i odetchnąć. Moje serce, wciąż mocno biło dla niego. Zdawałam sobie z tego sprawę, mimo to cieszyłam się, że posłuchał mojej rady odnośnie ułożenia sobie życia. Siedziałam na wygrzanej trawie, kiedy poczułam jak siada obok mnie.
-Urodziłaś mi fantastycznego syna, wiesz? - uśmiechnął się odwracając swoją twarz w moją stronę.
-Tak cudowny jak i tatuś - zaśmiałam się czując jak zaczyna towarzyszyć mi to uczucie, co dawniej.
-Jestem cudowny? - wyszczerzył się przysuwając bliżej mnie.
-Bardzo - westchnęłam wtapiając dłoń w jego włosy.
-Wróć do mnie, do Barcelony - podsunął się jeszcze bliżej mnie opierając swoje czoło o moje.
-Nie mogę - spojrzałam mu w oczy, a następnie uniosłam do góry lewą rękę. - Mam męża, dziecko....
-Moje dziecko - przeczesał teraz moje włosy swoją lewą dłonią przysuwając swoje usta bliżej moich. - Kocham Cię, Monika. Cały czas...
Przymknęłam powieki i po chwili poczułam jego usta muskające moje. Tak bardzo chciałam teraz zawiesić mu się na szyi, powiedzieć jak bardzo za nim tęsknie, a potem bez wytchnienia go całować. Nie mogłam.  Łzy zaczęły wyciekać spod moich powiek mocząc jego policzki. Odsunęłam się od niego opierając się już tylko czołem o jego czoło.
-Cesc... - westchnęłam ciężko. - Jestem w ciąży.... Znowu.
-Pokaż - zaśmiał się dotykając dłonią mojego brzucha. - Sprawdzimy czy moje.
-Przestań - zaśmiałam się.  - To dopiero 4 miesiąc.
-Ale jazda. - objął mnie ramieniem nie hamując swojej ekscytacji. - Mały będzie miał rodzeństwo, Twój brat znowu będzie wujkiem, a ja.... Zajmę się Waszą trójkę.
-Masz Carlę - szturchnęłam go w bok uśmiechając się. - Nie zepsuj tego, wydaje się być wyrozumiała. Zwłaszcza jeśli chodzi o nasze relacje.
Pokiwał głową całując mnie następnie w skroń.
-A Ty Ibrahima - dokończył za mnie. - Też chyba nie stanowił dla Ciebie przeszkody. Wtedy jak przyjechałem... Zadzwonił i zapytał czy nie chcę przypadkiem przylecieć do Ciebie na kilka dni.
-Wiem - uśmiechnęłam się spoglądając teraz na Katalończyka. - Chciał dać nam szansę.

Kiedy wróciliśmy do środka Franek, wciąż bawił się ze swoimi nowymi kolegami. Usiadłam obok Pique szeroko się uśmiechając.
-Cesc jest z niego dumny, wiesz? - pochylił się nade mną i szepnął mi do ucha.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, po czym wzrokiem przebiegłam po reszcie obecnych. Dopiero teraz zauważyłam, że cała czwórka od dłuższego czasu przygląda mi się inaczej.
-Spokojnie. - zaśmiał się obrońca. - Ja, Shakira, Leo i Antonella wiemy. Nie wiem jak Carla, ale nam Cesc musiał się pochwalić.
Pokiwałam głową uśmiechając się, jednak nic nie odpowiadając.
-On cały czas za Tobą tęskni - Antonella przyglądała się teraz mi najuważniej z całej czwórki.
-Jestem w ciąży z Ibim - uśmiechnęłam się dzieląc się z nimi dobrą nowiną.
Posypały się gratulację, a Franek podniósł się i potykając się ruszył w stronę Fabsa stojącego przy drzwiach i rozmawiając o czymś z Carlą. Mój wzrok podążył za brzdącem, widziałam tylko jak mały zaczyna się przewracać. Zareagowałam natychmiastowo, bliżej małego stał Fabregas, więc zawołałam używając tylko jednego słowa:
-Cesc! - spojrzał na mnie,a  potem na swojego syna i momentalnie podbiegł łapiąc go i podnosząc na ręce. Ruszył w moją stronę i objął mnie wolnym ramieniem. Wzięłam od niego małego uświadamiając sobie, że Cesc mnie przytula na środku salonu, przy swojej dziewczynie i przyjaciołach.
-Nie bój się tak o niego - westchnął odsuwając się ode mnie w popłochu.


Następnego dnia Cesc zabrał mnie i małego na plażę. Z uśmiechem na twarzy przyglądałam się temu jak bawi się z małym lepiąc zamki z piasku. Dołączyłam do nich ściągając następnie z jego nosa ciemne okulary, które wciąż miał na sobie.
-Nie musisz się tak chować - zaśmiałam się. - To nie sekret, że przyleciałam do Ciebie.
Uśmiechnął się do mnie biorąc małego na ręce, a następnie mnie łapiąc za nadgarstek i ciągnąc w stronę wody. Z uśmiechem rozpromieniającym moją twarz powoli weszłam do zimnej i orzeźwiającej wody. Został z małym na brzegu, a ja mogłam w spokoju się przepłynąć. Kiedy wróciłam do nich siedzieli już na leżaku, a właściwie to Fabs siedział obok małego, który zdołał zasnąć. Zajęłam miejsce obok niego, a ten bez zawahania objął mnie ramieniem tak, że mogłam teraz oprzeć o nie swoją głowę. Brakowało mi tego. Przymknęłam powieki czując się przy nim bezpiecznie i jakoś tak dziwnie... szczęśliwie. Mogłabym tak siedzieć godzinami, czułam to. Jednak rzeczywistość była inna. Poczułam jego palce przejeżdżające teraz po moim obojczyku, po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Jego usta spoczęły na mojej skroni. Momentalnie odsunęłam się od niego spoglądając na naszego syna.
-Carla nie była zła, że jedziesz tu z nami? - westchnęłam podnosząc się i zajmując leżak obok.
-Nie miała nic przeciwko - spojrzał na mnie przelotnie. - Już chyba zdołałaś zauważyć jaka jest.

Położyłam się na leżaku rozpinając zapięcie od stroju. Bez pytania podszedł bliżej mnie i posmarował moje plecy olejkiem do opalania. Znowu poczułam jego dotyk zdając sobie sprawę z tego jak inny jest od tego Ibiego. Brakowało mi go cholernie mocno. Podniosłam wzrok tak, by patrzeć na Franka. Mały był moim oczkiem w głowie, Fabregas też nie odstępował go na krok. Po raz kolejny tonęłam w myślach o tym, co by było gdyby. Jednak nigdy nie będzie. Jestem tutaj, ale nie z nim. Siedzimy na plaży razem, ale jednak osobno. Nasza wspólna historia powoli dobiegała końca, oboje o tym wiedzieliśmy.

_____________________________________________________________________
No to mamy kolejny rozdział. Do opublikowania został mi tylko epilog.
Nie gniewajcie się, że już kończę. Po prostu muszę. Nie martwcie się nie zostawiam Was z niczym, wciąż prowadzę gunner-love, w zanadrzu mam coś, co chyba ujrzy światło dzienne tego samego dnia, co epilog plus jak znajdę pomysł to skończę to opowiadanie o Phelpsie.
Pierwszy raz dodałam ścieżkę dźwiękową. Czym jest to podyktowane? Chyba tym, że znaczna część z Was opatrzenie przyjęła poprzedni rozdział. Nie takiej reakcji się spodziewałam ( odnośnie treści merytorycznej). Mam nadzieję, że muzyka pomoże Wam chociaż odrobinkę wczuć się w nastrój.
A teraz zostawiam Was z treścią ostatniego rozdziału i oczekiwaniem na dość zaskakujący epilog.
Pozdrawiam serdecznie

18 komentarzy:

  1. Aj, jak dobrze, że się dowiedziałam o tym opowiadaniu! Lepiej późno, niż wcale :)
    Co do rozdziału, jakoś mi tak smutno, no nie wiem. Odchodzi od Fabsa, a i tak okazuje się, że to jego dziecko. No jejku. Dobrze, że Ibi rozumie Monikę, no i fakt, że kocha Cesca, mimo wszystko. Chciałabym żeby do siebie wrócili, ale poczekam grzecznie na kolejny rozdział :) Więc c'mon! Dodawaj szybko :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze, teraz to już totalnie zgłupiałam. Dziecko Fabsa? Mówiłam Ci kiedyś, że zaskakujesz mnie ciągle i widzę, że kolejny raz Ci się udało. Przesłuchałam muzykę ścieżki dźwiękowej, przeczytałam rozdział, i zaczęłam mieć pewne podejrzenia co do tego, jak zamierzasz to skończyć. Skończyć? To takie złe słowo, bo zawsze szkoda, jak coś dobrego się kończy, a Twoje opowiadanie było, co ja mówię, ciągle jest, czymś dobrym, przynajmniej dla mnie. Dojrzałym, przecież emocje, które opisujesz, żyją w każdym z nas i sama niekiedy się z nimi identyfikuję.
    Nie podzielę sie teraz tym, jak sobie wyobrażam koniec, bo pewnie i tak nie zgadnę, ale jakieś przeczucia mogę mieć, prawda?:) Może choć raz mi się uda trafić na właściwe rozwiązanie...
    W każdym bądź razie chciałam Ci podziękować za to, co przeżyłam razem z Moniką, Ibim, i Ceskiem. Naprawdę było warto:D

    OdpowiedzUsuń
  3. I też zapraszam do mnie, nowość na athletic-corazon, jeśli masz ochotę:D

    OdpowiedzUsuń
  4. nie przeżyję tego jak tu będzie epilog :C
    odcinek generalnie bardzo mi się podoba, choć... Monika mogła by być bardziej wierna Ibrahimowi! Jednak to synek Cesca? a drugi bobas Ibiego? spoko...
    wolałabym, żeby Monika została jednak z Ibrahimem... tak na stałe, bez żadnych skoków w bok z Casciem xd
    czekam:*

    OdpowiedzUsuń
  5. ostatni rozdział? niee... "przywiązałam" sie do tego opowiadania, po cichu myślałam ze Monika wybierze Fabregasa... coż bywa.

    zapraszam na nowosc
    karim-and-love-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, że to już koniec ;C
    Ale mam nadzieję, że to opowiadanie o Phelsie będzie rozwijane i nie zostanę z niczym, po zakończeniu tego.
    Kurczę, nie kończ..;/

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdaje się, że przy pierwszym (albo jednym z pierwszych) rozdziale stwierdziłam, że za nic nie kumam Moniki. Podtrzymuję! Jej zachowanie to dla mnie czarna magia... Wtedy chodziło o odrzucone oświadczyny, a teraz... Monia dochodzi do wniosku, że jest w ciąży z Ibim, więc odchodzi od Cesca, którego kocha. Potem dowiaduje się, że to jednak Fabregas jest ojcem małego, ale nic sobie z tego nie robi. Ba! bierze ślub z Ibrahimem! Cesc poznaje małego dopiero po półtora roku i nagle chce, żeby Monika do niego wróciła. Co zrobi? Pewnie wróci... Ale wiesz, że wtedy złamiesz serce Ibiemu? Będzie musiał dowiedzieć się, że jego dziecko wcale nie jest jego... i straci żonę. Mój biedny Holender :( Przepraszam, nie ogarniam, nie potrafię skomentować

    OdpowiedzUsuń
  8. Po pierwsze- jestem kretynką. Ucieszyłam się jak głupia, że mamy soundtrack i czym prędzej wyłączyłam lecącą wcześniej z WMP muzykę. I co potem? Zapomniałam kliknąć w link. :/ FML. :D Mimo wszystko cieszę się, że dodałaś piosenkę w tle.

    Po drugie- tak jak Zielona nie rozumiem Moniki. Nie wiem, czym podyktowana jest moja ocena, ale jestem pewna, że gł. bohaterka powinna być Katalończykiem. Dlaczego nie wróciła do niego, kiedy okazało się, że dziecko jest jego? Czy imię Franek, ma jakieś powiązanie z Francesc? :)+ z jednej strony cieszę się z tej notki, a z drugiej natomiast smucę bo zbliża nas do końca opowiadania.

    Po trzecie- co tam jeszcze.. mimo, że zaczytałam się w tej notce (jak i w każdej poprzedniej zresztą) bez opamiętania, to nadal akcja wydaje mi się trochę surrealistyczna. :(

    Po czwarte- nieeee kooooończ!! :))

    Czy Thiago będzie tylko próbował zaciągnąć Mel do łóżka? Czy Maschi coś eges-szmeges w kierunku Panny Brown? Kto wie.. :) Pozdrawiam!
    O mamo, spoty ten mój komentarz. :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Szkoda kończyć takie opowiadanie, ale z drugiej strony- jeżeli czujesz, że trochę się nim nudzisz albo coś w podobnym guście (mimo, że ja tak nie uważam) to lepiej skończyć dobre opowiadanie w genialny sposób niż ciągnąć i ze świetnej historii zrobić 10000000000000000 odcinkowy, marny serial. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jej. Ty to jednak lubisz mieszać. Co rozdział to kolejne wahania Moniki i brak jakiejkolwiek pewnej decyzji. Chyba trochę się z nią utożsamiam, jednak mimo to nie do końca potrafię zrozumieć owej bohaterki. Nie odbieraj tego broń boże źle! Całe opowiadanie jest piękne, na dodatek uwielbiam Cesca oraz twój styl pisania. Zaskoczyłaś mnie też Walcottem i Jackiem, których jak pewnie wiesz po prostu wielbię. Szkoda, że to już koniec. Cieszę się, iż zaczniesz coś nowego, a gunnersów pociągniesz dalej. Pozdrawiam <33

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajnie się zapowiada, nawet mam już jakiś tam pomysł w głowie na to, jak będzie się toczyła ta historia. :)
    + za pierwszy gif, śmiać mi się chce jak na niego patrzę,
    + za Juana, jest przesłodki. :) a już w ogóle zyskał w moich oczach po tym filmiku ( http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=jzUcYiPjsTI&list=UU52QdxnhCR3zxAaJZ-x0GWA ) :P
    Nie mogę się doczekac nowej historii. Od kiedy zamierzasz tam publikować?

    OdpowiedzUsuń
  12. no to przyznam się , że nie rozumiem postępowania żadnego z bohaterów. Monika - gdy tylko przyszło jej do głowy że to dziecko Ibiego rzuciła wszystko co miała i pojechała do niego, a gdy okazało się że to Cesca, nie zrobiła nic, ba! wyszła za Ibiego... Przecież sama przyznawała że to Fabregas jest miłością jej życia...
    Cesc - Jakoś tak za lekko podchodzi do całego tematu, smieje się, żartuje, a przecież stracił dziewczyne...powinien być jakoś przybity, walczyć o nią, a on po prostu przeszedł z tym do porządku dziennego.
    No i Ibi... Dobrze wie co łączy Monike i Cesca i do czego moze między nimi dojść a mimo wszystko pozwala im się spotykać, a nawet sam te spotkania aranżuje...
    Nic już nie rozumiem i tak cholerni mi szkoda że to opowiadanie dobiega końca...
    AAAA zapomniałabym o najważniejszym. Uwielbiam cię za dziewczyne Cesca. Team Carla <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Czemu już koniec? ;<
    Zdecydowanie zdziwiłam się zachowaniem Fabsa. Ja gdybym była na jego miejscu, walczyłabym o to dziecko, walczyłabym o miłość.. Uświadamia Monice, że znaczy dla niego wiele, ale brak mi jego słów walki.
    Co do Ibrahima, to po pierwsze nie zostawiałbym dziewczyny, której termin porodu wypada za dwa tygodnie samej w domu, po drugie nie wyjeżdżałabym, zostawiając ją sam na sam z byłym facetem.
    Mimo wszystko Monice i Ibiemu się wiedzie. Wzięli ślub, dziewczyna spodziewa się kolejnego dziecka, tym razem już w 100% Ibrahima. Mam nadzieję, że już razem będą ze sobą do końca!
    z niecierpliwością czekam na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Przepraszam, że dopiero teraz, ale czasu jak na lekarstwo. Mimo to nie zapomniałam o opowiadaniu i zajrzałam tu z przyjemnością ;)


    Porobiło się. ; o
    I jest mi przykro. Jakoś tak po prostu. Mam wrażenie, że Monika wybrała zamiast serca, rozum. Wiem, że jest szczęśliwa z Ibim, ale to chyba nie jest szczęście prawdziwe, myśląc gdzieś tam w środku ,,co by było gdyby''.


    ten fragment ,,Jestem tutaj, ale nie z nim. Siedzimy na plaży razem, ale jednak osobno. Nasza wspólna historia powoli dobiegała końca, oboje o tym wiedzieliśmy.'' Zdecydowanie pogorszył jeszcze mój humor. Życie jest jednak brutalne.


    Kocham to opowiadanie, ty wiesz. Liczę jednak, że nie opuścisz nas na dobre, a tę historię zapisuję w ulubionych i na pewno będę często do niej wracać. ;)


    Pozdrawiam i zapraszam na długo oczekiwany nowy [ bataille. bloog.pl]

    OdpowiedzUsuń
  15. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że to chyba najlepsze opowiadanie jakie dotychczas mogłam przeczytać. Strasznie się z nim zżyłam, i smutno mi będzie, gdy dodasz epilog. Mam mieszane uczucia co do przyszłości Moniki, wydaje mi się, że bardziej kocha Katalończyka, i choć naprawdę UWIELBIAM Ibiego, uważam, że powinna wrócić do Barcelony.. Nie, już sama nie wiem, niech wszyscy razem zamieszkają i będzie okej? Nie, tak też nie może być. Jestem bardzo ciekawa zakończenia, ale zarazem przykro mi z tego powodu. Tak więc CZEKAM!

    OdpowiedzUsuń
  16. O jeny... kolejna ciąża? :) to zdanie cesca że sprawdzi czy to znów jego, mnie rozwaliło :D a Carla? taka wyrozumiała? dziwne... ;)

    OdpowiedzUsuń