sobota, 13 października 2012

Epilog


Spędziłem z nią najwspanialsze długie lata mojego życia. Urodziła mi nie tylko Franka, ale i 2 lata młodszego Ksawerego.  Nasz dom kipiał radością i przede wszystkim miłością. Z dnia na dzień widziałem, że jest ze mną co raz szczęśliwsza. Pamiętam to wszystko jakby wydarzyło się dziś. Kiedy trzy lata później powiedziała mi, że jest znowu w ciąży byłem chyba najszczęśliwszym facetem na świecie. Nawet jeśli nim nie byłem, to tak właśnie się czułem. Nie sądziliśmy oboje, że to wszystko tak szybko obróci się przeciwko nam. Podczas ciąży wyszło na jaw, że z jej zdrowiem nie wszystko jest w porządku. Nie chciała jednak przerwać ciąży i udać się na odpowiednie leczenie. Chciała urodzić małą. Dzień jej narodzin na długo pozostanie w mojej pamięci.

Zdawała sobie sprawę z tego, że jej dni już są policzone. Wylewała łzy i rozpaczała jak to mogła nic nie zauważyć. Te jej ciągłe gubienie wagi, wymioty, braki apetytu. Te wszystkie gorączki, to wszystko miało swoją przyczynę.  Trzymałem na rękach małą Monique i patrzyłem na tą starszą, kruchą i zupełnie bez sił. Kiedy poprosiła mnie, żebym przyprowadził do szpitala chłopców zdałem sobie sprawę z tego, że chce się z nami wszystkimi pożegnać. Nigdy nie pomyślałbym, że to będzie tak trudne nie tylko dla mnie. Następnego dnia na jej prośbę przyszedłem z nimi.  Sześcio- i   czterolatek obkupili swoją mamę przytulając się do niej. Nie odpuszczali jej na krok, a ja widziałem jak w jej oczach zbierają się łzy, które na siłę próbowała pohamować.
-Będziecie grzeczni? - poczochrała włosy jednego i drugiego uśmiechając się do nich.
-Mamo pilnuję Ksawiego - rzucił starszy tuląc się do swojej rodzicielki.
Stałem kawałek dalej patrząc na nich ze smutkiem, za kilka dni mieli już jej nigdy nie zobaczyć na żywo. Będą mogli patrzeć na nią tylko na zdjęciach, odwiedzać na cmentarzu. Sam nie wiedziałem czy gorzej ma mała nie poznając jej w ogóle, czy właśnie oni tracąc ją na zawsze.
-Słuchajcie taty, dobrze? - usłyszałem jak łamie się jej głos, a swoim wzrokiem szuka mojego.
Poczułem jak w moim gardle rośnie jakaś dziwna gula, jak moje oczy zaczynają się szklić. Parę lat temu wątpiłem w to czy Cesc sprosta temu, co postawiła przed nim, teraz czułem się tak zagubiony jak on wtedy. Nie chciałem jej puścić. Nie mogłem pozwolić jej od tak odejść. Powinienem był o nią walczyć. Walczyć o jej życie. Poddałem się i teraz było już zdecydowanie za późno.



~*~

Stoję nad jej grobem w Barcelonie. To tu chciała, żebym ją pochował. Nie wybrała Gdańska, nie wybrała Londynu, ale własnie stolicę Katalonii. Mówiła, że to tu zostawiła część swojego serca. Stoję i patrzę na tabliczkę głoszącą, że to tu właśnie spoczywa Monika Wiktoria Afellay. Z jednej strony czuję dumę rozpierającą moją pierś, że to ze mną związała się na te długie lata. Z drugiej... Mój smutek i żal jest tak ogromny od 12 lat, że nawet dziś nie mogę pohamować swoich łez. Wiem, że kilka metrów dalej stoi Dorien  ściskając za rękę naszą córkę, ale to się nie liczy. Jej nie ma obok mnie, obok nas. Odeszła. Nie miała okazji zobaczyć jak jej synowie pierwszy raz kopią piłkę na boisku. Jak się dogadują z siostrą. Nie mogła... Zostawiła nas samych sobie. A Dorien? Wróciłem do niej. Była jedyną kobietą, która czułem, że mnie zrozumie. Dzisiaj tworzyła ze mną dom dla tej trójki dzieci noszących moje nazwisko i moje geny. Jej poświęcenie było niesamowite. Nie chciała swoich dzieci, wystarczały jej nasze, pokochała je jak własne.





Siedzieliśmy w moim ogrodzie w Barcelonie. Były wakacje. Zebraliśmy się tym starym składem jeszcze z czasów mojego pobytu w Barcelonie: ja, Pique, Villa, Fabregas, Busquets, Valdes, Iniesta i kilku innych chłopaków. Towarzyszyły nam nasze partnerki i dzieci. Oczywiście nie wszystkie, niektóre tak jak mój najstarszy syn Franky miał coś lepszego do roboty. Wspominaliśmy stare i dobre czasy patrząc jak przyszłość barcelońskiej piłki kopie ją w ogrodzie. Wychowałem na prawdę fantastycznych synów: straszy grał w młodzieżówce Arsenalu pod czujnym okiem trenera U-19 - Cesca. Młodszy wraz z synami Pique, Villi, Valdesa, Messiego, Busiego i m.in. Xaviego trenował w Barcelonie. Niegdyś klub marzenie, teraz lata swojej świetności miał za sobą. Triumf odnosiły kluby, które za dawnych czasów nie wygrywały tylu trofeów,  co zwykły teraz. Stąd też na linii Franek - Ksawery występowały spięcia; pierwszy grał w odnoszącym same sukcesy Arsenalu, drugi w podrzędnej Barcelonie. Rozległ się dźwięk mojego telefonu zwiastując nadchodzące połączenie.
-Ibrahim Afellay, słucham - rzuciłem podnosząc się od stolika i przepraszając na chwilę kolegów. - Jak to?! W jakim?!
Pospiesznie wbiegłem do domu łapiąc za kluczyki od samochodu.
-Gdzie jedziesz? - Dorien stała w ogrodzie przyglądając się jak wsiadam do samochodu.
-Zostań z dzieciakami! - rzuciłem krótko. - Franek miał wypadek!
Nie spodziewałem się wtedy takiego poruszenia przy stoliku, przy którym siedzieli Cesc, Leo i Geri.  Jednak teraz nie miałem czasu na przejmowanie się tym i skierowałem się prosto do szpitala, w którym był mój syn. Wbiegając na szpitalny korytarz zostałem od razu pokierowany w odpowiednią stronę.
-Pana syn potrzebuje krwi - usłyszałem krótką, ale treściwą diagnozę.
-Jasne - rzuciłem bez zastanowienia. - Gdzie mogę ją oddać?

Pół godziny później siedziałem jednak ze spuszczoną głową na szpitalnym korytarzu. Nie mogłem oddać mu swojej krwi. W duchu przeklinałem fakt, że odziedziczył grupę krwi akurat po niej. Nie wiedziałem co zrobić, mój syn miał tak rzadką krew, że mógł czekać na nią godzinami. Wtedy jak spod ziemi wyrósł Fabregas.
-Co z nim? - rzucił zdyszany stając na przeciwko mnie.
-Potrzebuje krwi, a ja nie mogę mu jej dać - ukryłem twarz w dłoniach zdając sobie sprawę z tego, że mogę czekać już teraz tylko na to, co będzie działo się dalej.
-Ja mu dam krew, Ibi - usłyszałem głos kumpla i momentalnie podniosłem wzrok.
Mówił z takim przekonaniem jakby co najmniej już kiedyś uratował mu życie, jakby wiedział, że jego krew będzie pasować. Bezradnie kiwnąłem głową. Nie wyobrażałem sobie wtedy, że Cesc na prawdę będzie mógł uratować jego życie. Zrobił to. Usiadł teraz obok mnie spuszczając głowę i wlepiając wzrok w kafelki.
-Czemu Ty, a nie ja? - rzuciłem bezradnie. - Nie mów mi, że łączyła Was nawet grupa krwi.
-Nie wiesz, prawda? - zmarszczył brwi spoglądając teraz na mnie.
Pokręciłem głową, już wtedy wyczułem, że Monika coś przede mną ukryła.
-Ona myślała, że to Twój syn - westchnął zaczynając bawić się swoimi rękoma. - Ale potem odkryliśmy, że to jednak ja jestem ojcem.
-Musimy mu powiedzieć - spojrzałem na niego zdziwiony przyjmując tą informację nad wyraz spokojnie.
-Nie musimy - uśmiechnął się do mnie. - I tak w Londynie staram się być mu ojcem. Cieszę się, że zgodziliście się na jego transfer.




Zostawiłaś po sobie już nie tylko jego i ten sekret. Do tej pory widziałem w jego oczach jak cierpiał po Twojej stracie. Niejednokrotnie spotykałem go odwiedzając Twój grób. Chyba był najczęściej odwiedzającym Cię Katalończykiem. I jestem prawie pewien, że Carla nie wiedziała o żadnej z tych wizyt. Straciłem Cię nie tylko ja, nie tylko Twoje dzieci, ale i on. Już teraz rozumiem sens słów, że to tu zostawiłaś część swojego serca, część siebie. On nią był. Zacząłem Cię podziwiać jeszcze bardziej. Już nie tylko za to, że mimo choroby walczyłaś o życie tej małej. Podziwiałem Cię, że mimo, że wiedziałeś, że to nie nasz syn to nauczyłaś się żyć z dala od jego prawdziwego ojca. Mimo, że za nim tęskniłaś zaciskałaś mocno zęby i udawałaś, że wszystko jest okej. Tak długo... Zbyt długo.
Nawet nie wiesz, ile bym oddał by cofnąć czas i usunąć się z Waszej drogi. Kochałaś go, a on kochał Ciebie.



A hundred days have made me older

Since the last time that I saw your pretty face
A thousand lies have made me colder
And I don't think I can look at this the same
But all the miles that separate
Disappear now when I'm dreaming of your face.....






THE END



_________________________
Tak jak obiecałam nie zostawiam Was z niczym. Zapraszam na  gorzki-smak, bowiem właśnie dzisiaj pojawił się tam prolog. 
Co do epilogu to mam nadzieję, że jako tako się spodoba. Może nadal nie jest tym co byście chciały przeczytać, ale musiałam. Taki był zamysł od samego początku i z dumą mogę przyznać, że mój pomysł niewiele ewoluował.  Nie wszystko może zakończyć się happy endem.
Dziękuję Wam wszystkim za  to, że czytaliście, komentowaliście i docenialiście moją próbę stworzenia tego czegoś. Dziękuję za te 4896 wyświetleń i za wszystkie komentarze. 
Zapraszam na moje pozostałe blogi. Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytających.

16 komentarzy:

  1. Czy sobie nagrabiłaś to już wiesz, drugi raz nie będę pisać...
    Tragiczne, smutne, ale też cholernie dobre! To Twój najlepszy odcinek napisany w narracji Afellaya :) Dziękuję, że wytwór swojej wyobraźni postanowiłaś spisać i się tym podzielić :) Kawał dobrego opowiadania. Nie ma happy endu, pocisnęłaś Barcelonie, ale nie mam siły się gniewać xD Nie wiem co mogłabym jeszcze napisać...naprawdę...
    Gratuluję, że dotarłaś do końca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże...Powyłam się jak głupia...
    Nie wiem nawet jak napisać ten komentarz, szkoda, że skończyło się tak, a nie inaczej. A najbardziej szkoda mi Cesca, jakoś tak. No nic cieszę się, że czytałam to opowiadanie, no i będę czytać kolejne. Podziwiam Cię, że dajesz radę pisać kilka opowiadań. Ja bym chyba nie dała rady :)
    To pozdrawiam i lecę czytać numer 6 na gunner-love :D

    OdpowiedzUsuń
  3. nie no, popłakałam się normalnie :C ten tekst i muzyka tak się komponowały, że mam takie a nie inne emocje...
    Myślałam, że będzia happy end, a tu? śmierć, gromadka dzieci bez prawdziwej matki... nie stać mnie na nic więcej...
    pozdrawiam i idę czytać inne blogi, choć nie wiem czy będę wstanie :C
    :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju, każdy twój rozdział to ogromne zaskoczenie. Naprawdę. Szkoda, że to wszystko już się kończy, bo polubiłam to opowiadanie. Cieszę się, iż nadal zostajesz i tworzysz nowe dzieła! Powodzenia <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Czemu mnie nie dziwi, że nie trafiłam z zakończeniem...Ech...Fakt, nie zawsze życie kończy się happy endem, ale taki sposób zakończenia tego opowiadania sprawił, że coraz dobitniej uświadamiam sobie tą prawdę życiową.
    Przyznam się, po cichu liczyłam, że Monika zostawi Ibiego i wróci do Cesca, choć drugie dziecko absolutnie wykluczyło taką możliwość. Tymczasem choroba, śmierć wszystko przekreśliły.
    Na pewno to opowiadanie zostanie na długo w mojej pamięci. Ja też chciałabym Ci podziękować za te wszystkie chwile radości, wzruszenia, nadziei, jakie mogłam odnaleźć w tym opowiadaniu, i cóż, życzyć Ci jak najwięcej takich udanych dzieł. Napisałaś w powiadomieniu, że "jeśli mam ochotę", to zapraszasz na nowy blog. Oczywiście, że mam ochotę, i zaraz tam wbijam:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, też jestem zdania że ta zgoda była jej bardzo potrzebna. :)

    Ooo mamo! Że za szybko się skończyło, to pewnie już wiesz. Cóż mogę powiedzieć.. świetnie napisana notka, ładne opisy i przeskoki narracji. Podobało mi się również jak Ibi dowiedział się o ojcostwie Cesca.
    Nie-happy-end zawsze pozostawia takie dziwne uczucie- z jednej strony nudzą mnie oklepane, szczęśliwe i przewidywalne zakończenia, a z drugiej jeżeli jest coś nowego, oryginalnego, to czuję pewien niedosyt. Tak źle i tak niedobrze. Wniosek z tego taki, że nie powinnaś kończyć w ogóle! :P

    a co do gunner-love i gorzk-smak : na pewno jeszcze dzisiaj tam wpadnę. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. No poryczałam się..
    Nie przewidywałam takiego zakończenia. ;<
    Szkoda mi dzieci, szkoda mi Ibiego i szkoda mi Fabsa. Wszyscy ją kochali z całego serca i pragnęli jej dobra.
    Z utworem strzeliłaś w 10, idealnie pasuje do tego zakończenia.
    Szkoda, że to już koniec tego wszystkiego.. będzie brakować mi tego opowiadania!
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak mogłaś to tak zakończyć :c?
    Ale chyba nie dało się inaczej, coś tak czuję.
    Ibi dowiedział się prawdy, Monika umarła. Utwór dopasowany idealnie, dziękuję za to opowiadanie, wiesz, że je uwielbiam ;) Idę czytać nową historię. ;)


    Dziękuję!:* [bataille.bloog.pl]

    OdpowiedzUsuń
  9. No ryczę. Ryczę jak bóbr.
    Dziękuję za tą historię, Była piękna.
    Tylko szkoda, że się skończyła..
    Ostatnie dwa odcinki były najlepsze, takie pełne emocji..
    Powodzenia przy pisaniu kolejnych opowiadań.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  10. po długiej przerwie wreszcie nowy rozdział :> http://myfabregasstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. 18 www.somewhere-in-barcelona.blogspot.com :)) PS: mam u Ciebie dwa zaległe rozdziały, które obiecuje szybko nadrobić :*:*

    OdpowiedzUsuń
  12. Strasznie przykry koniec. To znaczy może jednak dałaś cień nadziei na to, że Ibi dowiedział się prawdy o Franku, o tym że Cesc zawsze będzie przy nim, mimo iż jego syn nie wie o tym kto jest jego biologicznym ojcem. Żałuję, ze uśmierciłaś Monikę.. ale cóż- nie zawsze musi być happy end :)
    przykro mi że to opowiadanie dobiegło końca. Było zdecydowanie jednym z moich ulubionych, do których z sentymentem wracałam i czytałam. Ten trójkąt pomiędzy Moniką, Ibim i Cesciem był ciekawy - przez większość czasu chciałam żeby Cesc i Monika się zeszli, ale potem stwierdziłam, że w sumie Ibi też może być :P
    będę zaglądać na resztę Twoich blogów. Pozdrawiam serdecznie :*:*::*

    OdpowiedzUsuń
  13. Takiego zakończenia się nie spodziewałam...Przyznaje, miałam łzy w oczach czytając to... Dobrze, że Ibi dowiedział się kto jest prawdziwym ojcem Franka, no i to słodkie że Fabs opiekuje sie synem w Londynie.
    No i Barcelona jako ten słabszy klub.. Ciężko mi to sobie wyobrazić, oby do tego nie doszło. Ale co do tej świetności Arsenalu to jestem za ;D Zawsze gdy kończy sie jakies dobre opowiadanie odczuwam taką straszną pustke...teraz mam podobnie. Dobrze, że nie zostawiasz nas z niczym <3 Dziękuje ci za ta historie, bo naprawdę ją uwielbiałam i czytałam z przyjemnością.
    DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ <3
    i mnóstwa weny na pozostałych blogach <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Boże, nie wiem nawet co napisać, nie spodziewałam się takiego zakończenia, ale przynajmniej pozytywnym elementem jest tutaj prawda.
    Nie wiem co mogłabym jeszcze napisać, brak mi słów... ech.
    Dziękuję Ci za to opowiadanie. ;)
    Zapraszam na epilog :)
    http://the-smell-of-london.bloog.pl/
    milena ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny blog, już dodałam do zakładek :P

    Zapraszam do mnie, dopiero zaczynam i chciałabym zebrać opinie o mojej pracy, by wiedzieć czy warto kontynuować...:)

    http://siempre-en-el-camp-nou.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Hmmm... Przeczytałam całe opowiadanie w weekend jak mi się na wykładach nudziło i mam ochotę na lekką refleksję tego co się działo w moim sercu i umyśle jak czytałam to opowiadanie.

    Na początku chciałam podkreślić, że masz niesamowity talent i bardzo lekką zdolność do pisania, co niezmiernie mi się podoba. Dałabym się zabić żeby tak lekko pisać. Cały czas kiedy czytałam, to albo się głupio uśmiechałam albo miałam smutną minę i tylko wszyscy się pytają, co czytasz? Co czytasz?

    Wracając do mojej refleksji, muszę przyznać, że opowiadanie jest bardzo "dorosłe" - jeśli wiesz co mam na myśli (jeśli nie to napisz to mnie na tumbrze). Główna bohaterka, Monika, choć miała dużo problemów/rozterek życiowych można by powiedzieć, że znalazła szczęście i choć nie znalazła go u boku Afelay'a (wnioskuje, że nie) to odnalazła je w swoich dzieciach, zwłaszcza pierwszym synku, Franku. Monika, poświęciła swoje szczęście dla tzw. dobra ogółu. Mimo, że nie była ze swoim ukochanym, Cescem, to i tak była w miarę szczęśliwa. Szkoda mi tego jak zakończyła się jej historia. Ale niestety choroba i jej następstwa odbierają wszystko. Sama tego doświadczam. Podziwiam również Ibiego za to, że nawet jak się dowiedział, że Franek nie jest jego rodzonym synem, to nie zmienił zdania o swojej byłej ukochanej, tylko zaczął ją podziwiać jeszcze bardziej. Zachowanie Cesca było również szlachetne. Pozwalając by jego dziecko wychował inny facet a kobieta jego życia z nim zamieszka i wzięła ślub... Takich to tylko ze świecą szukać. I chociaż namawiał ją wielokrotnie by wróciła do niego, ta mu odmawiała, to szanował jej decyzje i nie wtrącał się w jej życie prywatne.

    Jeśli chodzi o całość opowiadania, jego całokształt, to mogę powiedzieć że niektóre wątki były bardzo ciekawe i zabawne. Ja ogólnie nie popieram takiego, no wiesz, zdradzania w związkach (a bo nie ma mnie przy tobie to prześpię się z innym/inną facetem/babą) ale takie są opowiadania. Niekoniecznie musi się nam podobać to co autor pisze, ale też musi czasami być jakiś zwrot akcji. Wątek z narkotykami był bardzo uważam ciekawy dla młodego pokolenia. Ukazuje nam to, że narkotyki i inne używki są bardzo niebezpiecznie i nie należy ich używać. Nawet jeśli chce się spróbować i zobaczyć jak to jest.

    Bardzo dużo seksu było w opowiadaniu, co świadczy o tym, że masz niepoprawny umysł (zupełnie tak jak ja ;P). Ale powiem ci, że bardzo mi się to podobało. Bo co innego może robić para taka jak np. Cesc i Monika kiedy są narąbani w trzy dupy?? Tylko odnaleźć siebie w swoich uczuciach i wskoczyć pod wpływem chwili sobie do łóżka.

    No może zakończę swoją refleksję tym, że bardzo mi się podobało i szkoda, że tak szybko się skończyło. Muszę też powiedzieć, że jeśli będzie mi kiedykolwiek brakowało weny na napisanie czegoś w ALAS, BILY czy innym moim opowiadaniu, na pewno tu zajrzę i zaczerpnę trochę natchnienia czytając od początku twoje znakomite dzieło.

    To by było na tyle. Bardzo ci za opowiadanie dziękuję. Moje serduszko było rade że mogło je przeczytać.

    Pozdrawiam Natasza

    OdpowiedzUsuń