sobota, 6 października 2012

24. Nic nie trwa wiecznie

Mój plan odzyskania Cesca zaczynałam wcielać w życie. Barcelona kończyła rozgrywki i świętowała zdobycie pucharów, podczas gdy jak wysilałam się jak tylko mogłam, żeby stosunki między mną i Cesciem wróciły do normy. Obchodziłam się z nim jak z przysłowiowym jajkiem gotując mu obiadki i kolacyjki. Na prawdę mi na nim zależało i próbowałam mu to udowodnić. Efekt był niemal natychmiastowy: Cesc nie tylko się przełamał, ale i zaczął ze mną częściej przebywać. Rzeczy, które wywiózł do rodziców uciekając ode mnie wróciły już na swoje miejsce.

Dłoń Cesca niebezpiecznie przesuwała się po moim udzie wywołując na mojej twarzy uśmiech, jego twarz podsuwała się bliżej mojej, jego oczy przyciągały mój wzrok i hipnotyzowały mnie. Poczułam jak palce jego prawej ręki delikatnie i dość ostrożnie wsuwają się pod nogawkę moich i tak krótkich szortów. Wolną ręką odgarnął mi włosy, by za chwilę zalać moją szyję setką słodkich pocałunków. Powoli odstawiłam lampkę krwiście czerwonego wina, a moja dłoń powędrowała do jego włosów, w których momentalnie zatonęła. Zrównał swoje usta z moimi wpijając się w nie i przyciągając mnie jednocześnie jeszcze bliżej siebie. Swoją wolną rękę wsparłam teraz o jego ramię nie pozwalając mu jednocześnie przestać mnie całować. Kiedy zrobił przerwę, żeby zrzucić z siebie koszulkę mruknęłam z niezadowolenia, zaśmiał się ponownie przylegając do mnie. Jego dotyk, słodkie pocałunki i umięśnione ramiona były moim nowym narkotykiem. On cały był moim uzależnieniem. Zdecydowanym ruchem pozbawił mnie górnej części mojego ubioru, a swoimi dłońmi zaczął pieścić moje piersi. Byłam dumna z tego, że mogę tę chwilę dzielić właśnie z nim. Kochałam go. Zdecydowanie to Cesc Fabregas był miłością mojego życia. Teraz byłam tego pewna.


Wakacje, które zaplanował Cesc były dla mnie niczym zwieńczenie moich marzeń. Tydzień spędzony na złocistym piasku w Saint Tropez, drugi tydzień na Minorce z częścią składu Azulgrany. Wszystko wracało do normalnego porządku. Skakałam z radości, a Cesc troszczył się o mnie jak wcześniej. Isa zaczynała powoli usidlać Busiego, który tego lata jej się oświadczył, a jeszcze do niedawna zdeklarowany singiel Xavi wypytywał Cesca, kiedy dokona tego samego czynu w stosunku co do mnie co Sergio do Isy. Nawet nie przeszkadzało mi to gadanie chłopaków, a Cesc to zdecydowanie zauważał. Kiedy chłopcy ponawiali pytanie Hernandeza, on tylko się uśmiechał. Któregoś dnia z kolei na plaży zaczął nawet ten temat ze mną.
-Kocham Cię, wiesz? - usłyszałam jego zapewnienie kiedy leżałam na ręczniku i opalałam moje plecy.
Odwróciłam się twarzą w jego stronę i lekko wsparłam na łokciach. Jego ręce automatycznie powędrowały do mojej rozpiętej góry od stroju. Obróciłam lekko głowę kątem oka obserwując jego dłonie skupiające się teraz na przytrzymaniu materiału tuż przy moim ciele. Uśmiechnęłam się podsuwając swoją twarz bliżej jego i krótko całując go w usta.
-Wiem - szepnęłam patrząc mu prosto w oczy. - Cieszę się, że mam Cię przy sobie.
-Mam nadzieję, że nie wkurzają Cię te pytania chłopaków o naszą przyszłość? - westchnął kładąc się teraz plackiem obok mnie jednocześnie nie zdejmując ręki przytrzymującej materiał mojego bikini.
-Cesc - zaśmiałam się kładąc dłoń na jego lekko zarośniętym policzku - Powiem Ci, że te pytania mi nawet trochę schlebiają.
-Pamiętam jak nie chciałaś przyjąć oświadczyn Ibiego - szepnął łapiąc moją dłoń i ją ściskając.
-Byłam młodsza - westchnęłam patrząc ponownie w jego czekoladowe tęczówki. - Nie byłam gotowa.
-Czyli gdybym się zdecydował to byś się zgodziła? - patrzył na mnie uważnie.
-Tego Ci nie powiem - zaśmiałam się. - Dopóki się nie odważysz to się nie dowiesz.
Podsunął się do mnie i pocałował mnie w usta następnie uciekając do Gerarda i Leo.



Od kiedy widziałam się ostatnio z Ibrahimem minęły już dwa długie miesiące. Jednak ich długość nie polegała już na mojej tęsknocie do piłkarza o marokańskich korzeniach, a na miłości do katalońskiego boga seksu jaki dzielił ze mną ostatnio całe swoje życie. Tuż przed powrotem Francesca do klubowych treningów wyciągnęłam go jeszcze na kilka dni do moich rodziców. Tym razem przyjęli go zdecydowanie cieplej niż podczas naszej wizyty w święta Bożego Narodzenia. Może to dlatego, że wtedy dostrzegali w nim tylko chłopaka, który przyjechał z ich ukochaną córeczką w drugi dzień świąt, a zaraz później zabierał ją z powrotem do Barcelony ze względu na termin rozgrywek ligowych. Teraz jednak nie śpieszyło mu się nigdzie, ba był nawet skłonny przedłużyć swój urlop tylko po to, żeby po wylegiwać się dłużej na rozgrzanym morskim piasku lub pokopać piłkę z moim braciszkiem. Rodzice zaczynali akceptować mój wybór, a mnie cieszyło to ze zdwojoną siłą. Podczas pobytu w rodzinnym Gdańsku zaniepokoiło mnie jednak coś innego. Codziennie rano łapały mnie dziwne mdłości, czułam się słabo, a przed moimi oczami nie raz pojawiały się mroczki. Niejednokrotnie podpierałam się na ramieniu Cesca, żeby tylko się nie przewrócić  i nie zaniepokoić dodatkowo ani jego, ani rodziców. Kilka razy nawet wybiegałam rano z łóżka prosto do łazienki, dziękowałam Bogu za to, że chłopak ma twardy sen i nawet nie zauważa, że przez jakiś czas nie leżę obok niego. Jeszcze w Polsce zdecydowałam się na wizytę u lekarza, który tylko potwierdził moje obawy.
-Gratuluję! - z ust lekarza wydostał się nadspodziewany entuzjazm. - Jest pani w 9 tygodniu ciąży. Wszystko jest w należytym porządku, proszę się jedynie trochę oszczędzać.
Długo zastanawiałam się nad tym czy powiedzieć Cescowi. Zdołałam już nawet wyliczyć jakie są szanse, że to jego dziecko. Niestety byłam święcie przekonana, że to dziecko Ibiego, co wiązało się z wyznaniem Katalończykowi mojej zdrady. Nie wiedziałam co robić. Po powrocie do Barcelony Francesc wznowił treningi, a ja poleciałam na jednodniową wycieczkę do Londynu.

Było dość pochmurne sierpniowe popołudnie. Stałam pod lotniskiem w ręku ściskając ramiączko mojej torebki i czekałam na Afellaya, który dość wyraźnie się spóźniał. Kiedy dostrzegłam go podążającego w moją stronę z uśmiechem na twarzy od razu mi ulżyło.
-Cześć - zaśmiał się całując mnie w policzek. - Co tak ważnego Cię do mnie sprowadza?
-Będziemy rozmawiać na lotnisku? - spojrzałam na niego unosząc lekko brew do góry. - Z chęcią zjem jakiś obiad.
-Znam ciekawą knajpkę. - westchnął. - Możemy tam pojechać.
Kiwnęłam głową, a następnie zajęłam miejsce pasażera w jego nowym samochodzie. Zawiózł mnie do dość przyjemnej restauracji na obrzeżach miasta. Nie była najwyższych lotów, ale też na pewno nie najniższych.  Zamówiliśmy jedzenie u kelnera i kiedy miałam już przejść do rozmowy z moim eks narzeczonym on przytrzymał jeszcze przy stole kelnera.
-Dla pani jeszcze lampkę jakiegoś dobrego wina - uśmiechnął się puszczając mi oko.
-Ibi - skarciłam go wzrokiem, następnie patrząc na kelnera. - Jednak podziękuję za to wino.
-Co się dzieje? - zaśmiał się, kiedy tylko kelner odszedł od naszego stolika. - Nie wierzę, że nie chcesz wina.
-Nie mogę - bąknęłam spuszczając wzrok i zajmując się moimi paznokciami.
-Co? - zaśmiał się ponownie uważnie mi się przyglądając, po chwili jednak zamilkł. - No co Ty? Chyba Ty...?
-Tak Ibi, jestem w ciąży. - rzuciłam patrząc teraz w jego oczy.  - Z Tobą...
-Żartujesz? - patrzył na mnie w milczeniu, w międzyczasie kelner przyniósł nam nasze zamówienie.
-Powiedz coś - bąknęłam łapiąc za swój sok i upijając jego łyk.
-No to chyba teraz do mnie wrócisz? - patrzył na mnie teraz tymi swoimi ciemnymi oczkami. - Zajmę się Wami. Kocham Cię.
-Ibi, sama nie wiem - westchnęłam, wszystko nagle ze wspaniałego i wymarzonego życia runęło. - Nie chcę oszukiwać ani Cesca, ani dziecka... Powinno wychowywać się ze swoim ojcem.
-Mam duże mieszkanie - złapał mnie teraz za rękę. - Starczy dla nas wszystkich miejsca. Będziemy w komplecie: ty, ja, ten maluch i Tina.
-Ibrahim muszę to przemyśleć - spojrzałam na jego dłoń leżącą na mojej. - Chciałam Ci to powiedzieć prosto w oczy. Bez żadnych rozmów przez telefon czy na skype.
-Doceniam to - uśmiechnął się do mnie. - Powinnaś wiedzieć, że chcę wychowywać moje dziecko. Od początku powinienem brać odpowiedzialność za to, co się stało.




Następnego dnia zerwałam się z łóżka ściągając z siebie ramię Francesca i pobiegłam prosto do łazienki. Po chwili poczułam jak chłopak odgarnia mi włosy z twarzy i je przytrzymuje. Kucnął obok mnie i siedział tak długo na zimnej posadzce dopóki nie podniosłam się umyć zębów. Wrócił do mnie ze szklanką wody i usiadł obok mnie na łóżku.
-Chcesz mi o czymś powiedzieć? - spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja przytuliłam się tylko do niego.
-Chyba już wiesz, co się dzieje - westchnęłam czując się znowu dość słabo.
-Będę tatusiem? - uśmiechnął się całując mnie w skroń, a swoją dłoń kierując na mój brzuch.
-Niezupełnie - przymknęłam powieki w obawie o to, co za chwilę się stanie.
-Jak to? - spojrzał na mnie zdziwiony. - Byłem prawie pewny, że od jakiegoś czasu regularnie lądowałaś w łazience, że jesteś w ciąży....
-Bo jestem - poczułam jak pojedyncze łzy zaczynają kapać z moich oczu. - Ale nie z Tobą...
-Jak to? - patrzył na mnie tymi swoimi hipnotyzującymi tęczówkami.
-Cesc, muszę Ci się do czegoś przyznać... - zaczęłam niepewnie. - Kiedy przechodziliśmy kryzys przespałam się z Ibrahimem, nie wytrzymałam.
-Czekaj, czekaj - złapał mnie za rękę. - Rozumiem, okazywałem Ci brak zainteresowania. Nie dziwię Ci się, miałaś swoje potrzeby, których nie mogłem wtedy zaspokoić, ale... Który to tydzień?
-Dziewiąty - rzuciłam roniąc kolejne łzy.
-W takim razie nie płacz. - uśmiechnął się ocierając słone łzy spływające po moich policzkach. - Jeśli to dziewiąty tydzień to przecież wiesz, że to może być mój maluch.
-Wyliczyłam wszystko - szepnęłam.
-Nie ważne. - przerwał mi. - Ja czuję, że jest moje rozumiesz? Kocham Cię i nie pozwolę Ci od tak odejść.
-Cesc, ja Cię zdradziłam - bąknęłam dławiąc się łzami, a następnie wtulając się w jego tors.
-Nie obchodzi mnie to - szepnął mi na ucho. - Kocham Cię. Nie zostawiaj mnie.
Klamka jednak zapadła. Kiedy wieczorem wrócił z treningu miałam już niemal wszystko spakowane. Patrzył na mnie tymi swoimi ciemnymi tęczówkami, po czym rzucił torbę na ziemię i podszedł bliżej. Przylgnął swoimi ustami do moich, nie broniłam się, nie miałam siły. Zwyczajnie chciałam tego, co on. Poczuć po raz ostatni jego oddech, pocałunki, dotyk. Móc dłonią przejechać po jego umięśnionym ciele, poczuć jego silne ramię przytulające mnie do swojego wygrzanego ciała. Nie chciałam go tracić, ale przecież już traciłam.
-Kiedy lecisz? - usłyszałam jego zdyszany głos w przerwie między kolejnym pocałunkiem składanym na moich ustach.
-Jutro wieczorem - przylgnęłam swoimi ustami do jego, łzy ciekły mi z oczu, ale teraz liczył się tylko on.
Cały kolejny dzień, aż do mojego wyjazdu spędziliśmy w łóżku. Wielokrotnie mówiłam mu, że tylko utrudnia mi ten wyjazd, ale nie rozumiał. Nie chciał. Mieliśmy takie plany, które nagle runęły. Co lepsze wszystkie WAG z Camp Nou w końcu zaczynały mnie akceptować, miałam z kim wyjść na kawę i plotki podczas, gdy Cesc był na wyjeździe. Teraz miałam to wszystko budować od nowa, a plany? Spełzły na niczym. Geri pojechał z nami na lotnisko. Dawno nie wyściskał mnie tak mocno jak wtedy, o nic nie pytał, po prostu wierzył na słowo, że muszę to zrobić. Najgorzej było mi się pożegnać z facetem, który był moją miłością. Gerard odsunął się do tyłu, a bliżej mnie podszedł Cesc. Spojrzał na mnie tymi smutnymi czekoladowymi tęczówkami.
-Odwiedzę Cię - szepnął przyciskając mnie teraz do swojego torsu. - Kocham Cię.
-Też Cię kocham - pociągnęłam lekko nosem. - Ale wiesz, że mały powinien być z ojcem.
-To ja jestem jego ojcem - podsunął swoją twarz bliżej mojej i krótko mnie pocałował. - Czuję to...
-Też nie chcę Cię zostawiać. - przylgnęłam swoimi ustami do jego tonąc w namiętnym i dość łapczywym pocałunku.
-Miałem Ci się oświadczyć.. - czułam jak głos więdnie mi w gardle, a do moich oczu napływa świeża porcja łez. - Zarezerwowałem stolik na za tydzień...
-Cesc - spojrzałam mu teraz w oczy i nie wytrzymałam. Wylałam z siebie słony potok łez mocząc tym samym rękaw jego koszulki. Ścisnęłam go mocniej nie chcąc go zostawić. Musiałam. Byłam pewna, że to dziecko Ibiego. A kto zajmie się nim lepiej jak nie jego ojciec?

______________________________________________________________

Przepraszam, że dopiero teraz, ale łapie mnie choróbsko okropne i nie miałam wczoraj i dzisiaj siły na nic. 

14 komentarzy:

  1. nie no, teraz to pokręciłaś po całości! Tutaj Monika kocha Casca a co z Ibim? Jedzie do niego, zamieszka z nim ... jego też kocha?
    ehh... jednak dziecko zawsze połączy to co kiedyś zostało zerwane... masz mi to wszystko wyjaśnić w kolejnym odcinku! i zdrówka :*
    czekam na nowość ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Cesca jakoś nie bardzo ruszyła zdrada Moniki... Może jestem przewrażliwiona. Monia kocha Cesca, Cesc kocha Monikę, Ibi kocha Monikę, kogo pokocha dziecko? Kurczę, tak sobie myślę, że jeśli tylko dziecko miałoby łączyć Monikę i Ibiego to by dosyć głupio było :/ Zdecydowanie bez happy endu...
    Oczywiście z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
    Zdrówka życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. No to jestem troszkę zdziwiona....
    Nie potrafiłabym zostawić osoby, którą kocham dla drugiej osoby, z którą wiąże mnie tylko przeszłość i dziecko. A jakby to faktycznie było dziecko Cesca? ;D Żartuuuję :D
    Liczę, że szybciutko wstawisz kolejny rozjaśniając nam kilka sytuacji :)
    Także zdrowiej! :)No i weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę Ci powiedzieć, że ma dość mieszane uczucia co do tego odcinka. Nie mówię o sposobie, w jaki go napisałaś- język, opisy i tak dalej są oczywiście bardzo dobre! Chodzi raczej o to, co się tu wydarzyło. Trochę to wszystko surrealistyczne: zbyt łatwo przyszło Monice zostawienie Cesca i czy ja wiem, czy tak oczywistym jest to, że dziecko musi być z ojcem? Jestem uczulona na związki, które łączy tylko dziecko, może dlatego coś mi w tej części nie pasuje. Mimo wszystko z niecierpliwością czekam na kolejną część. Mam nadzieję, że Monia jednak będzie z Fábregasem.
    Zdrówka!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie rozumiem Moniki. Woli wybrać własne nieszczęście, tylko po to by dziecko dorastało ze swoim prawdziwym ojcem? To bez sensu. Nie ma szans na przetrwanie, zwłaszcza kiedy Ibi mówi jedno, a robi drugie. Na miejscu Cesca na dodatek byłabym raczej wściekła, a jeśli chodzi o bohaterkę, to dziwię się, że tak łatwo przyszło jej podjęcie decyzji. Och, namieszałaś! :D Jestem ciekawa co wydarzy się w kolejnym odcinku, bo z tego robi się naprawdę niezły mętlik, w pozytywnym znaczeniu rzecz jasna. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oooh, piosenka daje bardzo dużo. Wykonałam takie zadanie na koniec swojego pierwszego opowiadania. Poryczałam się!
    Ciekawa jestem czy dobierzesz jakiś soundtrack na koniec. (:

    OdpowiedzUsuń
  7. Ugh zdenerwowałam się na Monike... Jak mogła od tak zostawić Cesca? Rozumiem, ze to Ibi jest ojcem dziecka, ale przeciez chodzi o to żeby stworzyli szczesliwą rodzinę, a na pewno szczesliwsza byłaby z kimś kogo szczerze kocha. No i że Cesc pozwolił jej tak łatwo odejść... Wierzę, że zmądrzeje i wróci do Katalonii... A tymczasem zapraszam (wreszcie ;D ) na coś nowego na moim blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. *__* WEŚ KOBIETO, BO PRZEZ CIEBIE SIĘ PORYCZAŁAM.;<
    A już myślałam, że wszystko będzie dobrze. Początek już na to wskazywał, nawet rozmowa o oświadczynach Cesca i tu nagle bam ;C
    Szkoda mi Moniki, bo dziewczynę zawsze spotyka ciężki los, jakby była na nią rzucona jakaś klątwa, fatum.
    Zdziwiło mnie trochę zachowanie Fabsa, że pozwolił jej tak po prostu odejść, nie spróbował nawet o nią zawalczyć..
    Myślę jednak, że wyjazd do Londynu i Ibrahima pozwoli jej odbudować nieco swoje życie. W końcu niedługo będzie miała małe dziecko, które może zespoić związek jej i Holendra! ;)
    Czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  9. OOOOOOOOO masakra, ale się porobiło. Kurcze, Dziewczyno, nie ma mnie parę tygodni, a Ty całkowicie przewróciłaś wszystko do góry nogami. Narkotyki, zdrada, (rozwalił mnie motyw, jakoby Fabs miał problem z...hmmm... zaspokajaniem Moniki), a teraz ciąża???No jestem w szoku, i to głębokim. U Ciebie naprawdę nie mozna się nudzić:D Obskoczyłam już blog o piłkarzach Arsenalu, ale zasmuciło mnie, że nie ma nowości na blogasku o Phelpsie. Chyba nie rzuciłaś tej historii? Czekam na nowości i dzięki za info:D Pozdroooooowka:)

    OdpowiedzUsuń
  10. No mam nadzieję, że nie zamkniesz tej historii:D Jak tam zdrówko, mam nadzieję, że lepiej:D

    OdpowiedzUsuń
  11. Cieszę się, że już jesteś zdrowa:D A co do nowej części...Nie mam pojęcia:P Postaram się jak najszybciej:D

    OdpowiedzUsuń
  12. Wykorzystaj czas dany Ci na odpoczynek:D Chyba, że tak Was cisną od samego początku roku akademickiego, to współczuję...

    OdpowiedzUsuń
  13. O nie, nie nie! nie tak miało być! Mam cichą nadzieję, że to jednak Cesc jest ojcem dziecka :)

    OdpowiedzUsuń