niedziela, 23 września 2012

22. Wszyscy błądzimy

Do Barcelony dostałem się najbliższym samolotem. Przez chwilę chciałem nawet wsiąść w samochód i to nim tam pojechać. Przez całą drogę myślałem o tym, co ją podkusiło do tego czynu. Thiago przyjechał po mnie na lotnisko swoim nowiuteńkim samochodem.  Lakier jeszcze błyszczał świeżością, a skórzana tapicerka pachniała nowością.  Stojąc pod drzwiami Fabregasa jeszcze chwilę się wahałem, jednak po chwili nacisnąłem dzwonek do drzwi. Stanął w nich Katalończyk z nieporadną miną.
-Cześć - rzuciłem sucho patrząc na niego. - Jestem, gdzie ona jest?
-Hej - widziałem jego powątpienie.- Leży w sypialni. Zwija się z bólu, wiem tylko, że brzuch ją boli.
Pospiesznie wszedłem do środka i udałem się we wskazanym przez niego kierunku. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem ją leżącą ze łzami w oczach. Usiadłem koło niej. Kątem oka spojrzała na mnie i lekko podsunęła się bliżej kładąc mi swoją głowę na kolanach. Rękoma trzymała się za brzuch. Niepewnie spojrzałem na Cesca, który stał w drzwiach.
-Zostawię Was samych - rzucił i po chwili słyszałem jak schodzi po schodach na dół.
-Monika? - szepnąłem nie wiedząc, co się dzieje. - Gdzie boli Cię ten brzuch? Co zrobiłaś?
-Całą mnie skręca Ibrahim - jęknęła uciskając dłońmi swój brzuch. 
Ściągnąłem ją z moich kolan już wszystko było jasne. Pospiesznie się podniosłem i stanąłem tak, że widziała mnie leżąc.
-Co wzięłaś?! I gdzie to jest?!
-Nie krzycz - widziałem jak ciekną jej łzy, jednak powinna zdawać sobie sprawę z tego, że to jej w niczym nie pomoże. - Moja torebka.
Pospiesznie znalazłem wskazany przedmiot, a całą jego zawartość wysypałem na wolne miejsce na łóżku obok niej. Zacząłem przerzucać wszystkie rzeczy, które zawierała i wtedy natrafiłem na opakowanie z różnokolorowymi tabletkami. Głośno zakląłem patrząc na nią. Opakowanie było opróżnione do połowy. Ecstasy,już oboje przez to przechodziliśmy...
-Tylko to wzięłaś? - kucnąłem patrząc jej w oczy, pokręciła głową, a ja wróciłem do przekopywania zawartości jej torebki. 
Bez większego problemu znalazłem kilka gramów trawki, którą już musiała napocząć. Widząc to wszystko nie wierzyłem, że to ze sobą zrobiła. 
-Zgłupiałaś?! - warknąłem na nią, ale nic mi nie odpowiedziała. - Czy Ty w ogóle jesteś poważna?! Już się w to bawiłaś?! Aż tak za tym zatęskniłaś?
Widziałem jak kręci głową i wylewa z siebie kolejne łzy. Zrezygnowany usiadłem obok niej i zacząłem bezradnie głaskać ją po głowie.  Nie mieściło mi się to nawet w głowie, że mogłem ją stracić na zawsze.
-Popijałaś to czymś? - na chwilę zmroziło mi krew, przecież Cesc o niczym nie wiedział mógł jej nieumyślnie dać coś do picia, a w tym wypadku mogłoby się to skończyć tragicznie.
-Nie - wyrzuciła z siebie lekko się podnosząc i szybko przytulając się do mnie. 
Siedziałem tam trzęsąc się ze strachu i jednocześnie będąc w totalnym szoku. Czułem jak jej łzy moczą moją koszulkę, jak mocno mnie ściska, jak gdyby nigdy więcej miała nie mieć takiej możliwości.
-Połóż się - szepnąłem bezradnie. - Czemu nie powiedziałaś Fabsowi? Wiesz, że będę musiał mu powiedzieć?
-Nie mów mu, proszę - pokręciła głową, wciąż się do mnie przytulając.
Odsunąłem ją od siebie kładąc na łóżko, widziałem jak ją boli, jak cierpi, jak płacze. Musiała brać od dłuższego czasu i dopiero po tej dawce jej wątroba zaczynała się buntować.
-Długo je bierzesz? Ile dziś wzięłaś? - zmieniłem temat machając przed nią opakowaniem tabletek. 
-Dwie... Nie wzięłam wszystkich dzisiaj...
-Od kiedy? - starałem się zabrzmieć surowiej.
-Cesc pojechał na zgrupowanie, wcześniej też był na wyjazdach. Ze dwa tygodnie...
-Zgłupiałaś?! - nie wytrzymałem. - Muszę mu powiedzieć! Ty jesteś nienormalna! To Twój chłopak i Ty nie chcesz mu powiedzieć!
-Nie krzycz - z jej oczu poleciały kolejne łzy. 
-Szukałaś nowych wrażeń? A może podwojonych? - nie wierzyłem, że to zrobiła. - Już to przerabiałaś! Raz oddzielnie z tym gównem i raz z trawką, ale nie! Monika musiała to połączyć!
-Przepraszam Cię, Ibi - patrzyła na mnie tymi swoimi zielonymi oczami, a ja nie wiedziałem co zrobić. Z jednej strony chciałem na nią krzyczeć i uświadamiać jej jaką głupotę zrobiła, z innej miałem ochotę iść powiedzieć o wszystkim Fabregasowi, a z jeszcze innej najzwyczajniej w świecie ją pocałować i powiedzieć, że będzie okej. Odetchnąłem głośno i koniec końców wybrałem pośredni wariant. Przytuliłem ją kładąc się lekko na jej boku i zacząłem dodawać jakieś głupie słowa otuchy. Kiedy wyczerpały jej się łzy, a ona zasnęła zająłem się chowaniem jej rzeczy do torebki. Odłożyłem dodatek na bok, a używki na szafkę nocną. Siedziałem z nią jeszcze długo, po czym postanowiłem skierować się na dół na rozmowę z jej aktualnym chłopakiem. Nienawidziłem jej za to, że stawia mnie w takiej sytuacji. Zdecydowanie nie byłem odpowiednią osobą, która powinna z nim rozmawiać. 
-Cesc! - rzuciłem schodząc po schodach, zawołał mnie z salonu. - Wiesz co to jest?
Machnąłem mu przed nosem opakowaniem kolorowych pigułek. Uważnie im się przyglądał i milczał. Albo nie wiedział, albo chciał nie wiedzieć. 
-Stary współczuje Ci - zacząłem siadając na kanapie. - Ale uwierz mi ona może przez to przejść... 
-Skąd ona to miała? - widziałem lęk w jego spojrzeniu ostatnie, co powinna teraz zobaczyć Monika. Na prawdę mu współczułem, tyle nie wyjaśnionych kwestii, pytania skąd to miała, po co to brała. Wszystko to musieli wyjaśnić między sobą, a on? On wydawał się zwyczajnie na to nie gotowy, bo tak na prawdę kto byłby na to przygotowany?
-Powiedz mi tylko - spojrzałem na niego mrużąc oczy i nie rozumiejąc tego, że od dwóch tygodni nic nie zauważył.  - Czy Ty nic nie zauważyłeś, Cesc? Nawet podczas... No wiesz...
-Ibi, skąd miałem wiedzieć, że mam ją o to podejrzewać - opadł na kanapę obok mnie, a ja dostrzegłem wtedy tą bezsilność. - Była podniecona może bardziej niż zawsze, ale nie podejrzewałem, że coś bierze. To wszystko moja wina... Ostatnio cały czas byłem na wyjazdach, zaniedbywałem ją. Albo wyjazd albo trening, wracałem padnięty, zresztą sam wiesz jak to jest w Barcelonie.
-Porozmawiaj  z nią jutro - poradziłem mu klepiąc go po plecach. - I jak jakimś cudem weźmie to znowu nie dawaj jej za wszelką cenę nic do picia. No chyba, że chcesz żeby skończyło się jakąś zapaścią, śpiączką albo jeszcze gorzej.
Odłożyłem na stolik tabletki i końcówkę trawki jaką znalazłem w jej torebce i skierowałem się do niej na górę. Wciąż spała z tą różnicą, że teraz jej czoło było rozpalone. Okryłem ją kołdrą, to wszystko musiało z niej zejść. Ktoś musiał pilnować jej całą noc, padło na mnie. Cesc siedział teraz na dole trawiąc do wszystko. Nie dziwiłem mu się, musiał teraz zebrać w sobie siłę, żeby jej to powiedzieć. Patrzyłem na nią, wydawała mi się zdecydowanie chudsza niż przed moim wyjazdem. Martwiłem się o nią. Pochyliłem się nad jej twarzą i pocałowałem ją w skroń jednocześnie pierwszy raz od siedmiu miesięcy wdychając zapach jej skóry.

Zbudziłem się, kiedy poczułem jak Cesc mnie szturcha i mówi coś do mnie. Musiałem przestawić mój mózg ponownie na hiszpański, gdyż będąc tak zaspanym jak ja teraz nie byłem w stanie zrozumieć ani słowa. 

-Zadzwonić po Pique? - patrzył na mnie w skupieniu.
-Nie, Thiago miał mnie odebrać - westchnąłem powoli się podnosząc i ostatni raz na nią patrząc. - Tylko do niego zadzwonię.
Spała jak zabita, a ja czekałam na to, aż Thiago zwlecze swój tyłek z łóżka i przyjedzie po mnie do Cesca. Kiedy dostałem wiadomość, że czeka pod bramą spojrzałem na nią ostatni raz.
-Powiedz jej, że jak się wyrobię to wpadnę jutro. - rzuciłem kierując się na schody. - A i Cesc... Trzymaj się jakoś, nie pokazuj jej, że Ty też się tego boisz.
Kiwnął głową. Zdecydowanie mimo to wszystko był odpowiednią osobą na właściwym miejscu, na miejscu obok niej. Kochał ją, tego mogłem być pewny. 




Obudziłam się rano. Koło mnie leżał Cesc, który uważnie mi się przyglądał. Miał smutne oczy, ale w końcu był koło mnie. Podsunęłam się bliżej niego i mocno go przytuliłam. Poczułam jak obejmuje mnie, a jego ręka ląduje na mojej talii. Pocałował mnie w czoło lekko się uśmiechając. Mimo, że oczy miał smutne to zachowywał jakąś dziwną powagę. Odniosłam jeszcze jedno wrażenie, że nie spał całą noc.

-Spałeś choć pięć minut? - uważnie mu się przyglądałam czując jeszcze lekkie kłucie w brzuchu. 
-Nie mogłem - rzucił dość obojętnie jak na niego. - Możesz mi powiedzieć, co Ty najlepszego zrobiłaś?
-Cesc, nie mówmy o tym - jęknęłam zamykając powieki i dając mu jasno do zrozumienia, że nie chcę kontynuować tego tematu. 
-Jasne - warknął podnosząc się i siadając plecami do mnie. - Ze mną nie porozmawiasz, zadzwonić po Afellaya?! Może jak on zada pytania, które ja powinienem to odpowiesz!
-Ceescy - podniosłam się przytulając się do jego pleców. - To nie tak....
-Chciałaś mi pokazać, że potrafisz się naćpać? Każdy potrafi Monika. Jakbym do cholery wiedział, kiedy wpadnie do mnie kontrola antydopingowa to bym Ci udowodnił, że ja też potrafię! - był zdecydowanie wściekły, miał prawo wiedzieć o wszystkim, ale ja zwyczajnie nie mogłam mu powiedzieć. 
-Francesc, ja nie chciałam Cię zmartwić - wstał i odwrócił się przodem do mnie uważnie mi się przyglądając, w jego oczach było widoczne to uczucie, którym mnie darzył, ale jeszcze jedno jakby obrzydzenie, niechęć. 
-Pomyśl czasem jak ranisz ludzi, którzy Cię kochają, którym na Tobie zależy. - patrzył na mnie opierając się teraz o parapet. - Jak nie chcesz myśleć o mnie to pomyśl o swoich rodzicach, o bracie... O Ibim.... Tak o nim! Postawiłaś go na nogi, przyleciał tak szybko jak tylko mógł. Rzucił dla Ciebie wszystko. Przy nim wymiękam, nie było mnie przy Tobie prawie dwa tygodnie. 
-Cesc! - podniosłam się z łóżka widząc jak spuszcza głowę, wiedziałam, że za chwilę będzie chciał coś dodać, ale teraz to się nie liczyło. Podeszłam do niego i podniosłam jego podbródek tak by spojrzał mi w oczy. - Kocham Cię...
Pocałowałam go krótko w usta mając nadzieję, że za chwilę to on przylgnie do moich warg.
-Jeśli nie zaspokajałem Cię mogłaś mi po prostu powiedzieć... - patrzył teraz mi w oczy tymi swoimi czekoladowymi tęczówkami, a ja nie wiedziałam co robić. - Jestem od niego gorszy, tak? Wciąż o nim myślisz, wciąż go kochasz, wciąż nas porównujesz... Tylko zrozum, że jak coś Ci się stanie to ja oszaleję... Nie zostawiaj mnie z tym samego. Nigdy więcej.
-Nie porównuje Was - zaśmiałam się nie przerywając kontaktu wzrokowego. - I nie, nie jesteś gorszy. Wiesz czemu to brałam?
Spojrzał na mnie teraz z zaciekawieniem. Nie wiedział, skąd miał niby wiedzieć. On na moim miejscu nie zachowałby się tak jak ja. Był zdecydowanie bardziej ułożony, on miał po prostu temperament, ja od tego miałam te wszystkie używki i swoją mentalność. 
-Najpierw chciałam się rozluźnić - złapałam go za rękę spoglądając mu w oczy. - A potem? Głównie brałam, bo za Tobą tęskniłam. Wczoraj wzięłam i spaliłam, bo...
-Bo? - patrzył na mnie marszcząc brwi, widziałam ten smutek, który go przeszywał.
-Po części znowu mi Ciebie brakowało. Cały dzień byłeś na treningach. - podsunęłam się bliżej niego, o ile tylko dało się stać bliżej. - Myślałam, że jak przyjedziesz to będę czuła się fantastycznie, będę rozluźniona... Posiedzimy porozmawiamy o tym jak to minął Ci ciężki dzień, albo jaki ważny mecz gracie za kilka dni.
-Monika do jasnej cholery! - pierwszy raz krzyknął mi prosto w twarz puszczając moją dłoń, odsuwając mnie od siebie i zaczynając krążyć po pokoju. - Nawet tak nie mów, rozumiesz?! Zjebałem! Zaniedbałem Cię! Ale teraz się za Ciebie wezmę....
-Cesc na prawdę przepraszam - patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
Usiadł na kanapie chowając twarz w dłoniach. Zajęłam miejsce obok niego przytulając go i całując w policzek. Widziałam, że to wszystko go przerasta...
-Skąd? - usłyszałam jego zduszony i łamiący się głos.
-W klubach nie jest ciężko to dostać - szepnęłam w obawie, że za chwilę znowu na mnie nakrzyczy.
On jednak siedział w jednej pozycji dobre kilkanaście minut, by po tym czasie podnieść do góry głowę i objąć mnie ramieniem. Poczułam jego usta na mojej skroni, odetchnęłam z ulgą opierając swoją głowę na jego ramieniu.
-Nie masz dziś treningu? - szepnęłam cicho nie chcąc nawet wiedzieć za ile minut będzie musiał mnie opuścić.
-Powiedziałem Tito, że potrzebuję wolnego dnia... - zacisnęłam mocno powieki, wiedziałam czym jest wolny dzień u Vilanovy. Hiszpan właśnie dla mnie zrezygnował z występu w niedzielnym Gran Derbi. 



U Fabregasa pojawiłem się ponownie po południu. W drzwiach przywitała mnie już Monika. Wyglądała całkiem dobrze, nie było po niej prawie widać, że coś było nie tak. 

-Kazałam Cescowi się zdrzemnąć - rzuciła zapraszając mnie do salonu, a następnie siadając na kanapie. - Nie spał całą noc.
-Martwił się o Ciebie - westchnąłem wygodnie się rozsiadając. - A jak Ty się czujesz?
-Już lepiej - uśmiechnęła się do mnie, jednak po chwili lekko posmutniała. - Ibi, on sam sobie nie da rady.
-Nie jest sam - patrzyłem jej w oczy widząc w nich strach. - Ma Ciebie. Kocha Cię, więc się nie podda.
Patrzyła na mnie tymi swoimi oczami i wydawała się taka bezradna. 
-Dużo zepsułam, nie? - przygryzła dolną wargę, a ja złapałem się na tym, że zamiast skupiać się na jakiejś sensownej odpowiedzi nie odrywam wzroku od jej ust. 
-Wybaczy Ci - podniosłem wzrok z trudem odrywając go od jej pełnych warg.  - Mówiłem Ci już, że nie jesteś mu obojętna.
-Ibi? A jak się Tobie tam żyje? - widziałem, że boi się zapytać, ale jednak to zrobiła.
-Całkiem w porządku - skupiłem się teraz na nogawce moich spodni. - Próbuję sobie wszystko jakoś uporządkować. Jest dobrze, Monika.
Uśmiechnąłem się do niej chcąc pokazać, że daje sobie bez niej radę. Przecież dawałem. Przecież mimo tego czasu, co minął wciąż żyłem.
-Ibi, wszystkiego najlepszego - podeszła do mnie całując mnie w policzek. 
-Urodziny mam za 3 dni - skwitowałem krótko nie chcąc okazać słabości.
-Jeśli za 3 dni nadal tu będziesz to ponownie Ci je złoże. - zaśmiała się. - Wiem doskonale kiedy mój były ma urodziny.



Od kiedy Ibi wyjechał czułam się jak na odwyku. Cesc nie odpuszczał mnie niemal na krok, nie pozwalał mi brać nawet żadnej przeciwbólowej tabletki, kiedy tego potrzebowałam. Czułam się jak głupia lekomanka. Co prawda znajdował dla mnie więcej czasu, ale kontrolował mnie. Co raz częściej przesiadywali u nas z Messim. Przy każdej takiej wizycie chowałam się w sypialni, a nawet kiedy tam nie byłam jak na złość mówili po katalońsku tak, żebym miała problem ze zrozumieniem ich rozmów. Któregoś popołudnia zeszłam na dół i ku ich zdziwieniu zajęłam wolne miejsce w salonie. Leo patrzył na mnie z wyraźnym zaskoczeniem, a kiedy do niego przemówiłam nie wiedział co odpowiedzieć.
-Jak tam Antonella i mały? - spojrzałam na niego uśmiechając się.
-W porządku - tylko tyle zdołał z siebie wydusić.
-Cesc, pojadę chyba do Shaki. Dawno nie widziałam Juniora. - uśmiechnęłam się do niego najserdeczniej jak tylko mogłam.
-Jasne ubierz się, zawieziemy Cię - odwzajemnił gest, wciąż będąc w lekkim szoku.  - I tak mieliśmy jechać na miasto.
Spojrzałam na niego, a później na Messiego, który wciąż siedział w tej samej pozycji. Moje ostatnie rozwianie emocjonalne jednak wzięło górę. Podniosłam się roniąc łzy uciekłam na górę zamykając za sobą drzwi z trzaskiem. Po chwili znalazł się bok mnie. Poczułam jego dłoń na moich plecach.
-Dam sobie radę nie musisz mnie nigdzie odprowadzać - rzuciłam wiedząc, że wciąż tam siedzi. - Przecież nic już nie wezmę.
-I tak jedziemy z Messim na miasto. - westchnął. - Mogę Cię później odebrać... Ale nie muszę.
Odwróciłam się do niego przodem i złapałam swoimi dłońmi jego twarz.
-Może po prostu oboje tu zostaniemy? - szepnęłam podsuwając się bliżej niego, by złożyć pocałunek na jego ustach.
-Będę za półtorej godzinki - zaśmiał się odsuwając ode mnie i udając się na dół do swojego przyjaciela. 


Tak jak obiecał, tak też przyjechał. Był dobry w dotrzymywaniu słowa, jednak moje plany spędzenia popołudnia w łóżku po raz kolejny spełzły na niczym. Powinnam od dłuższego czasu była się spodziewać, że tej aferą używkową, nie tylko napędziłam sobie i bliskim mi osobom stracha, ale też część z nich zraniłam. Jedną z tych osób był Cesc. Nie wierzył mi, że jedynym powodem brania ecstasy była rzekoma samotność. Jego zdaniem to było coś innego. Przylgnęłam do jego ust całując go zachłannie i powoli wsuwając swoje dłonie pod jego koszulkę. I wtedy jak zwykle to zastopował. 

-Czekaj - westchnął ściągając mnie ze swoich kolan i łapiąc głęboki oddech. - Nie mogę rozumiesz?
-Cesc, mówiłam Ci, że to nie ma nic wspólnego z naszymi sprawami łóżkowymi - westchnęłam bezradnie. 
-Ma - burknął, wciąż nawet nie spoglądając na mnie. - Nie chcę zostawiać Cię z niedosytem.
-Właśnie teraz to robisz - dotknęłam dłonią jego uda, widziałam jak jego wzrok spoczywa teraz na mojej dłoni.
-Muszę się przełamać, okej? - spojrzał na mnie by za chwilę ukryć twarz w dłoniach.
-Dobrze - szepnęłam przytulając go. - Jakoś wytrzymam.
Musiałam to przetrzymać, oboje musieliśmy. Od dwóch tygodni żyłam w celibacie, dwa tygodnie od tej afery,w  której grałam główną rolę. Musiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie, a osobą, która na pewno miała coś dla mnie do roboty była narzeczona Pique. Wyjazd z nią w trasę był jedynym wyjściem z sytuacji.


______________________________________________________________________

Dobra szybko jeszcze przed meczem Arsenalu. :)
Mam nadzieję, że się spodoba. Postanowiłam jednak zrobić mieszanego narratora, bo ciężko pisało mi się jako Ibi. Strasznie męczyłam się z rozdziałami, a tak istnieje szansa, że dobrnę do końca.
Jeszcze przewiduje 3 rozdziały plus epilog. Może się to rozszerzyć do 4 rozdziałów, ale nie gwarantuję. 

Pozdrawiam i uciekam na pojedynek z City.

11 komentarzy:

  1. jak to lada chwila kończysz?! nie możeeeeesz :C
    ej, Ibi i Monika mają być razem! Są stworzeni dla siebie!
    czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko 3?! No nie. Jej, długo czekałam na ten rozdział i się nie zawiodłam. Dużo się dzieje, a ja nadal nie mam pomysłu kogo w końcu wybierze bohaterka, skoro Ibi wciąż się wokół niej kręci. A co do dzisiejszego meczu to był niesamowity. Chyba nigdy nie byłam tak uradowana po remisie, bo ten punkt i kolejny nieprzegrane spotkanie znaczy dla mnie bardzo dużo. Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo... Nie spodziwałam się tego ;-) pomieszaj znów, tylko tak żeby Monika wróciła do Ibiego ;-) pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Długi i niełatwy rozdział... Bardzo się cieszę, że nie ucięłaś gdzieś w połowie :P
    Nie wiem...mam mieszane uczucia. Ciężki ten rozdział... Narkotyki, samotność i spotkanie po kilku miesiącach. Mieszanka wybuchowa. Mam nadzieję, że Monika wróci do Ibiego, bo z Fabsem... No jakoś tak to się nie układa

    OdpowiedzUsuń
  5. Cescowi musi być strasznie trudno, nie dość, że Monika nie całkiem mu ufa i nie powiedziała mu o narkotykach, to jeszcze czuje się gorszy niż Ibi... Jestem ciekawa jak to dalej się potoczy i tak jak reszta myślę, że lepiej będzie jak Ibi z Moniką do siebie wrócą. Liczę, że dodasz szybko kolejny. No i na blogu o Phelpsie! C'mon! :D
    Weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda mi Fabsa, bo czuję że Monika nie ufa mu zbyt dobrze. Jak cierpi dzwoni do Ibiego, nic nie mówi swojemu obecnemu chłopakowi, hiszpan czuje, że to afellay jest ważniejszy dla niej, chłopak jest naprawdę w trudnej sytuacji.
    Jak większość moich poprzedniczek, również chcę, aby Monika była dalej z Ibim! Wcześniej tworzyli naprawdę zgraną parę, mieli kilka powodów do kłótni, ale przecież kłótnie spajają ze sobą ludzi <3
    Czekam na nexta ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam Twoje opowiadanie, wpadłam tu jakiś czas temu.
    Cudowna notka ale mam po niej mieszane uczucia. Z jednej strony nie mogę doczekać się końca, aby dowiedzieć się z kim będzie Monika, a z drugiej strony tak ładnie piszesz, że szkoda to kończyć. :( Czyta się łatwo i przyjemnie. Do Fabsa mam słabość, ale Monika wydaje mi się połączona jakąś niewidzialną nicią z Ibim i nie wyobrażam sobie aby na koniec do siebie nie wrócili.
    + u mnie nowość. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie.. może coś ma, a może nie.. :)) Zobaczymy.
      PS. Ty również nie zwlekaj, zjada mnie ciekawość co dalej! :)

      Usuń
  8. http://the-smell-of-london.bloog.pl/
    Zapraszam na ostatni rozdział, przed epilogiem ;)
    milusde.

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwilebiam to opowiadanie. Naprawdę, a w którymś momencie tego rozdziału myślałam, ze się poryczę...,,i pocałowałem ją w skroń jednocześnie pierwszy raz od siedmiu miesięcy wdychając zapach jej skóry.'' ;c Cholernie prawdziwe i smutne.

    Cesc chyba zrozumiał,że jest Monice potrzebny. Zajmie się nią dobrze, jestem pewna.


    Szkoda mi Ibiego, pierwszy raz od dłuższego czasu.


    [bataille.bloog.pl]

    OdpowiedzUsuń
  10. Z narkotykami naprawdę ciężko jest skończyć, jestem pod wrażeniem tego, że bohaterka jednak w jakiś sposób daje sobie jednak bez nich radę. Ma szczęście, że wciąż jest przy niej Ibrahim, gotowy zrobić dla niej naprawdę wszystko oraz Cesc, który bardzo szczerze ją kocha. Współczuję mu tej sytuacji łóżkowej, dla faceta to musi być naprawdę ciężkie...
    Tak, tak. Dobrze widzisz, z małym opóźnieniem, ale jednak wróciłam. :D
    http://rok-w-raju.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń